poniedziałek, 7 grudnia 2015

05.

- Gdzie idziesz? - Ginny zaczepiła Hermionę, przy wyjściu z zamku. Był przepiękny, słoneczny dzień. Tak niespodziewany jak miłosierdzie w domu Malfoy'ów. Ruda dziewczyna miała miotłę przerzuconą przez ramię.
- Tak się przechadzam - Hermiona uśmiechnęła się i spojrzała ciepło na Ginny. Obie trochę stęskniły się za swoim towarzystwem, które rozbrzmiewało wspomnieniem bardziej beztroskiego lata, kiedy wszyscy byli bezpieczni razem w Norze.
- Chcesz spróbować? - spytała Ginny, patrząc znacząco na swoją błyskawicę. Dostała ją za bardzo dobre wyniki SUM-ów. Starsza Gryfonka z powątpiewaniem zmarszczyła brwi. Mimo to ruszyła z nią ramię w ramię w stronę boiska.
- Zobaczymy.

- Na Merlina, Hermiono! Umawiałaś się z szukającym narodowej reprezentacji Quidditcha, a nigdy nie siedziałaś na miotle? Co z tobą?
- Siedziałam w pierwszej klasie - zaznaczyła głośno. Prawda była tak, że rzadko podejmowała się rzeczy, do których nie miała predyspozycji. Chwyciła trzon miotły i poczuła przyjemny przepływ magii, podobny do tego gdy brała do ręki różdżkę po długim nieużywaniu. Przerzuciła nogę na drugą stronę i odetchnęła. - Rzeczywiście, przyjemnie się siedzi...
Ginny spojrzała na nią z politowaniem. Mierzyły się wzrokiem. Hermiona głupkowato wyczekiwała, że Ginny powie, że wystarczająco długo sobie posiedziała, a Ginny z kolei miała nadzieję, że Hermiona w końcu wzbije się w powietrze.
- Nie mów mi, że to cię przerasta - odezwała się w końcu.
Hermiona uniosła brew.
- Dobrze, dam ci tę satysfakcję. Udam, że nie widzę tej próby manipulacji i po prostu się jej poddam - Hermiona, ukrywając swój lęk, odepchnęła się od ziemi.
- Pięknie, a teraz leć - Ginny uśmiechnęła się uroczo. - Słuchaj się kapitana.
"Nie mam nic do stracenia", ta myśl towarzyszyła Granger, gdy z impetem poderwała się do góry i co raz szybciej i szybciej, wyżej i wyżej, leciała przed siebie. Gdy tylko udało jej się opanować strach związany z lądowaniem, które niedługo ją czeka, było jej bardzo dobrze. Nie odważyła się jeszcze spojrzeć w dół. Leciała wzdłuż zamku. Przez stare okna widziała uczniów, ale też gabinety nauczycieli. Lekko się przestraszyła, gdy zobaczyła McGonagall. Niestety profesor także ją zauważyła. Wyglądała na bardzo zdziwioną. Przelatując obok okna profesora Rossa, Hermiona prawie zleciała z miotły. Na szczęście nikt tego nie widział.

- I jak? - spytała Ginny, gdy Hermiona w końcu wylądowała niezdarnie na ziemi. Dziewczyna miała nogi jak z waty, ale na jej twarzy wreszcie zagościł szczery uśmiech.
- Cudownie.
Ginny roześmiała się i pokiwała głową, patrząc na nią z zabawną wyższością.
- Wzięłabym cię do drużyny, ale mam już komplet...
- Przezabawne - mruknęła irocznie, ale zaśmiała się po chwili. - Cudowne... musisz mi pożyczać ją czasami.
Wskazała na miotłę.
- Spokojnie, Hermiono. Jeszcze nie upadłam na głowę.

Draco wyglądał na zdenerwowanego. Zaciśnięte usta, zmarszczone brwi. Siedział w pokoju wspólnym Ślizgonów i patrzył jak Pansy pisze za niego wypracowanie dla Snape'a. Blaise wyszedł z dormitorium i uśmiechnął się, kiedy zobaczył tę sytuację.
 Draco nie miał ochoty na rozmowę z nim. Wstał.
- Hej, dokąd to? - Zabini usiadł obok i powstrzymał się przed ściągnięciem przyjaciela za ramię, z powrotem na kanapę. Na pewno nie spodobałoby się to blondynowi.
- Czekam na ważny list - odpowiedział krótko. Zaczął zmierzać w stronę wyjścia, z zamiarem pójścia na wieżę astronomiczną.
- Od pana Malfoy'a? - Zabiniemu błysnęły oczy. Odkąd Zabini zaczął szkolenie, by móc w przyszłym roku zostać śmierciożercą, podniecała go każda wzmianka o Czarnym Panie, Lucjuszu Malfoy'u, Bellatrix Lestrange... Przestał nazywać Lucjusza ojcem Draco, teraz mówił tylko "pan Lucjusz Malfoy", nie szczędząc podziwu w głosie.
- Skończ pierdolić - Draco opuścił pokój wspólny. Blaise nie rozumiał niczego.

Lavender od paru dni była beznadziejnie obrażona na Hermionę. Gdy ta pojawiała się w pobliżu, Brown prychała i ją ignorowała. Bardziej dziecinnego zachowania nie dałoby się znaleźć nawet wśród pierwszorocznych.
- Hermiono - rzekła wreszcie, w tamtą piękną, słoneczną sobotę. Hermiona spojrzała na nią zaskoczona. - Gdzie jest Ron?
Granger osłupiała.
- Ee... Lavender - zaczęła powoli, cały czas myśląc co jej powiedzieć. Nikt, ale to nikt nie mógł się dowiedzieć o wyprawie Harry'ego i Rona, nawet Gryfoni, a w szczególności Lavender, która lubi dużo mówić. Dziewczyna miała wrażenie, a nawet pewność, że w tej sprawie może ufać tylko Ginny i McGonagall. Postanowiła podać jej wersję, którą zna Ministerstwo - Nie mam pojęcia, szczerze. Chyba jest chory na coś poważnego. Nie wiem.
- Nie wiesz? Czyli serio cię rzucił? - Lavender zapytała z lekką satysfakcją w głosie. Hermiona wbiła w nią tępe spojrzenie, była skonfundowana.
- Rzucił? - spytała kpiąco. - My nie byliśmy razem, przecież.
- O, proszę cię! Przynajmniej tego się nie wypieraj.
- Nigdy nie byliśmy razem i nie jesteśmy - Hermiona odetchnęła cicho. To nie była w zasadzie prawda. To co łączyło ją z Ronem nie było zwykłą przyjaźnią. Nie było jednak sensu tego roztrząsać, bo cokolwiek miałoby to być, już się skończyło.
- A Wiktor Krum?
- A Wiktor Krum? - powtórzyła, lekko poirytowana. - Co to za przesłuchanie?
- Jak ty to robisz?! - Lavender wybuchła, a Hermiona instynktownie przybliżyła się do drzwi. - Zawsze zakręcisz w okół siebie tych najlepszych facetów! Krum, Ron, teraz Ross - Hermiona musiałaby się głęboko zastanowić, czy rzeczywiście Ron wpisuje się w ten kanon. - Przecież ja jestem ładniejsza!
Hermiona spojrzała na nią z dezaprobatą. To było bardzo niemiłe.
- Muszę lecieć - zmyła się z dormitorium czym prędzej.

Szła w stronę wieży astronomicznej. Listy, listy, listy. Może akurat, pomyślała. Już nie wiedziała co ma robić. Miała nadzieję na chociaż malutki świstek pergaminu z inicjałami Harry'ego, aby wiedziała, że jest w porządku. Bardzo chciałaby, cokolwiek. Była z pięć metrów od wejścia na wieżę i ku jej wielkiemu zdumieniu ze środka, jak ekspres, wyleciał Draco Malfoy. Hermiona nie mogła pozbyć się wrażenia, że płakał. Dziewczyna weszła do otwartego pomieszczenia i zobaczyła na podłodze pergamin. Uklękła przy nim. Zanim przypomniała sobie, że czytanie cudzych listów nie jest w jej stylu, zdążyła zobaczyć podpis "N.Malfoy". Zwalczyła ciekawość i nie dowiedziała się jakie informacje wprowadziły Dracona w taki stan.
- Granger! - wrzasnął przeraźliwie blondyn, który wrócił po swój list. Hermionie serce podeszło do gardła. Spojrzał na nią z furią w oczach. Porwał list z podłogi i zrobił dwa szybkie kroki w jej stronę. Dziewczyna była pewna, że zaraz podniesie na nią rękę. Nie odsunęła się, bo cała zesztywniała. - Zapomnij o tym, co przeczytałaś.
Na jego twarzy było widać wstyd, ale próbował maskować to silną groźbą w głosie.
- Nie czytałam, uspokój się, Malfoy... - cofnęła się o krok i spojrzała mu w oczy, bo okazało się, że wydawanie jakichkolwiek poleceń, działa na Dracona jak płachta na byka. Próbował uspokoić oddech, ale wciąż głośno dyszał. Albo miał zamiar się na nią rzucić, albo rozpłakać.
- I tak ci nie wierzę - wycedził w końcu.
Hermiona wzruszyła ramionami. Odnalazła w sobie spokój. Chyba nie zaatakowałby jej. A nawet jeśli, może udałoby jej się odwdzięczyć. W końcu ostatnio to ona wygrała.
- Nie interesuje mnie twoja korespondencja, ani to czy mi wierzysz czy nie - odpowiedziała chłodno, po czym przez chwilę zrobiło się jej przykro. W końcu chłopak prawdopodobnie chwilę wcześniej płakał.
Dracona z pewnością zirytował sposób w jaki się do niego zwróciła, jak zwykle z resztą. Jednak nie mógł sobie wmówić, że Hermiona nie zabrzmiała autentycznie, więc odczuł też pewną ulgę, że nie przeczytała listu. Choć i tak nie zrozumiałaby z niego nic.
- Nie? - spytał, chyba nawet bardziej siebie. Hermiona pokręciła głową, a Draco nie zobaczył w jej oczach żadnej obłudy. Zdziwił się. On by przeczytał. Każdy by przeczytał.


Wrócił do dormitorium. Blaise leżał rozwalony na łóżku podrzucając nieswojego złotego znicza. Państwo Malfoy'owie kupili nowy i przekonali Dumbledore'a, aby w zamian dał im ten, który po raz pierwszy w życiu złapał Draco. Zgodził się bez problemu. Bardzo specyficzny człowiek. Młody śmierciożerca sam nie wiedział, czy go lubił, ale dyrektor był jedyną osobą, która chciała mu pomóc. Poza matką, oczywiście. Znicza złapał pierwszy raz w meczu z krukonami. Był naprawdę dobry, Slytherin stał wysoko w tabeli, ale to Gryffindor był pierwszy. Cholerny Potter. Grał świetnie, ale to było oczywiste jeszcze zanim po raz pierwszy zobaczył miotłę. Przecież Potter był idealny, a wszystkie talenty odziedziczył po rodzicach. Jeśli James Potter był świetnym szukającym, to Harry jeszcze lepszym. Jeżeli Lily Potter była ulubienicą Slughorna, Harry jest najlepszy na jego zajęciach. Co za tragedia, mieć takie posłuszne, wdzięczne dziecko i nie dożyć, by je poznać... Czy może większym jest być tym posłusznym, wdzięcznym dzieckiem i nie móc zobaczyć dumy i miłości, która takiemu dziecku się, bez wątpienia, należy? Co w takim razie ma powiedzieć człowiek, który (jeszcze) ma obojga rodziców, a niczego takiego nie poczuł? Gdyby chęć mordu przeszła na niego tak łatwo jak talent do gry na Pottera, wszystko byłoby łatwiejsze. Dużo, dużo łatwiejsze...
- Jakaś nowa misja? - spytał podniecony Blaise. Draco spojrzał na niego jak na robaka. 
- Zamknij się - odpowiedział i z wyjątkową agresją wyrwał znicz z jego rąk. Blaise podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- Wyluzuj, nikt nas nie słyszy...
Malfoy'owi nie chodziło bynajmniej o brak dyskrecji. Zabini po prostu go irytował. Każdy tutaj bardzo się zmienił. Draco nabrał wielu wątpliwości, Granger stała się niemal tak chłodna jak on, a Zabini stracił własny rozum. Malfoy chciał z powrotem swojego przyjaciela.

1 komentarz:

  1. Ciekawią mnie te listy do Malfoya. Ciekawe co go tak poruszyło... Hermiona należy do uczciwych osób, dobrze, że nie przeczytała, chociaż pewnie ją korciło. Lavender jakaś ty głupia. Wielka mi przyjaciółka phi
    Mała dygresja: wszystkie odmiany nazwiska Malfoy piszemy bez apostrofu :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń