poniedziałek, 14 grudnia 2015

07.

Czuła ciepło. Miała pod głową z milion poduszek. Przytuliła policzek do miękkiej, cudownie pachnącej kołdry. Zapach był zmysłowy, lekki, męski. Męski. Otworzyła oczy i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale niewiele widziała, bo była noc. W najbliższym otoczeniu zobaczyła szklankę z wodą i kubek z czymś niezidentyfikowanym. Chwyciła go w dłoń i powąchała. Kakao. Przy dużym, wygodnym łóżku stały jej buty. Wtedy zorientowała się, że jest w skarpetkach. Na szczęście nie została pozbawiona niczego poza butami. Zachodziła w głowę gdzie mogła się znajdować, aż zobaczyła w kącie głęboki fotel, na którym drzemał Nathaniel Ross. Hermiona automatycznie się zaczerwieniła, to była beznadziejna sytuacja i należało natychmiast uciec z pomieszczenia. Chwyciła buty w rękę, wzięła łyk pysznego kakao i ruszyła powoli do wyjścia.
          - Hermiona? - usłyszała lekko zachrypnięty, zaspany głos profesora. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Wstał i zbliżył się do niej. Nie miał na sobie tego eleganckiego stroju, a zamiast tego spodnie dresowe i zwykły t-shirt. Stał przed nią boso z potarganymi włosami. Wyglądał bardzo seksownie.
              - Dziękuję, profesorze. Pójdę już... - powiedziała cicho.
            - Zostań do rana, jest środek nocy - mruknął sennie. Oczy miał lekko przymknięte. Hermiona rozważyła przez sekundę czy nie zostać i poprosić, żeby położył się z nią, ale miała jeszcze odrobinę rozumu.
              - Nie, nie mogę...
              - To chociaż cię odprowadzę - zaproponował, rozejrzał się w poszukiwaniu skarpetek.
              - Dobranoc, profesorze - powiedziała stanowczo i po chwili już jej nie było.

Szła korytarzem. Trochę się bała. Nie kogoś konkretnego, ale jednak znajdowała się w starym zamku pełnym duchów, o porze, w której wszyscy żywi już spali. Uświadomiła sobie, że nie ma swojej torby ani różdżki w kieszeni. Nie mogła się już cofnąć, trudno. Nagle ciszę rozdarł przeszywający krzyk. Hermiona prawie podskoczyła ze strachu. Dźwięk dobiegł z korytarza obok. Dziewczyna szła w tę stronę, z bijącym szybko sercem, które chwilę potem przeraźliwie ją zabolało, bo usłyszała rozpaczliwy płacz. Głośność płaczu doprowadziła ją do łazienki prefektów. Bez zastanowienia weszła do środka, drzwi nie były nawet zamknięte. Obezwładnił ją odór alkoholu. Woda spływała z głośnym szumem, do wielkiej wanny przypominającej mały basen, w której siedział całkowicie ubrany Draco Malfoy.
              - Malfoy? - Hermiona było zdziwiona takim widokiem. Chłopak przestał na sekundę płakać, ale miejsce rozpaczy zajął gniew.
           - Będziesz świadkiem, Granger! - krzyknął Draco. Jego ton był tak dramatycznie autentyczny, że Hermionę wmurowało w podłogę. Świadkiem czego? Miała paskudne przeczucie. Malfoy bez ostrzeżenia zsunął się w dół po ścianie wanny.
             - Nie! - wyrwało się z jej ust, nim zdążyła pomyśleć o czymkolwiek. Bez wahania dobiegła do chłopaka. Zanurzyła ramię, mocząc sweter, złapała go za koszulkę i z całej siły ciągnęła go w górę. Gdy tyko udało jej się wyciągnąć Dracona po barki, uparła brutalnie jego głowę o brzeg basenu. Nie stawiał się, był pijany.
                 - Nie, wolę sam się zapierdolić! - wrzasnął z potwornym wyrzutem.
               - Draco, opanuj się! - krzyknęła drżącym głosem. Malfoy nie miał takiego zamiaru, cały czas zawodził, machał rękoma rozchlapując wszędzie wodę.
                - DRACO! - w bezsilności wymierzyła mu cios z otwartej dłoni w policzek. Chłopak w całej swojej wściekłości złapał ją za sweter i wrzucił do wody. Hermiona wynurzyła się po chwili. Wszystkie ubrania były na niej ciężkie, na szczęście buty zostawiła przy brzegu. Odkaszlnęła i przerzuciła palcami mokre włosy do tyłu. Woda była lodowata, nie miała pojęcia jak Malfoy mógł w niej wytrzymać dłużej niż kilka sekund. Widocznie alkohol rozgrzał go do takiego stopnia.
              - Cokolwiek myślisz, jest inne wyjście - spróbowała załatwić to dyplomatycznie. Draco wyszarpnął z kieszeni różdżkę i wycelował w nią. Hermiona gwałtownie wycofała się i uniosła otwarte dłonie na poziomie klatki piersiowej w geście obronnym.
                - Lubisz się uczyć, prawda? - jęknął, nie spuszczając z niej różdżki. Jego ręka się trzęsła. - Transmutacji, historii magii, mugolo-tfu-znastwa.
Hermiona patrzyła na niego niepewnie. Opuściła ręce. Spróbowała się uspokoić. Miała ochotę wyjść i się ogrzać, uciec stamtąd, może nawet do Rossa, gdzie czekało ciepłe łóżko, bezpieczeństwo i, przede wszystkim, jej różdżka.
                - Wiesz czego ja muszę się nauczyć? - z jego oczu znowu pociekły łzy, usta wykrzywił grymas, na czole pojawiły się charakterystyczne zmarszczki, palce zacisnęły się mocniej na różdżce. Serce Hermiony stanęło. - Zabijania.
                - Przykro mi - powiedziała cicho, nieobecnym głosem. Usta jej zsiniały, krople wody spływały po czole, włosach. Oddech był bardzo szybki, choć nie czuła jakby do jej płuc dostawało się jakiekolwiek powietrze. Jej ciało i umysł przeżywały szok. - Przykro mi...
                - Co ty możesz wiedzieć... - syknął. Był rozgrzany od alkoholu, nie trząsł się z zimna, jak Hermiona.  - Pani prefekt, Gryfonka, członkini Zakonu Feniksa - ostatnie słowa wymówił ze złością - a do tego przyjaciółka Harry'ego Pottera!
Wykrzyczał imię i nazwisko Gryfona. Już się trząsł, ale ze złości. Wycelował w kran, który znajdował się za nią i sprawił, że eksplodował. Hermiona zamknęła oczy i zacisnęła pięści. "Gdyby chciał mnie zabić, już by to zrobił", powtarzała sobie w myślach, by się uspokoić.
               - Idealne oceny, wygrałaś pojedynek z Draco Malfoy'em, ulubienica profesora... na pewno wszyscy są z ciebie dumni. Kochasz to co robisz, a inni to popierają. A wiesz kiedy ze mnie są dumni? - Malfoy spojrzał na nią smutnymi oczami. Uspokoił i uciszył ton głosu. Wyglądał, jakby stracił nadzieje na cokolwiek dobrego. Dziewczynie zrobiło się strasznie żal.        
              - Kiedy robię wszystko to czego nie chcę. Kiedy... - głos mu zadrżał, do oczu napłynęły łzy - ...kiedy dobrzy ludzie źle na mnie patrzą.
Jego słowa wybrzmiały do końca w idealnej akustyce pomieszczenia. Hermiona poczuła jak cała jej twarda maska, za którą chowała się wrażliwa dziewczyna, zaczyna pękać. Patrzyła na niego zaszklonym oczami, bojąc się odezwać. 
                 - Nie wiesz jak to jest być rozczarowaniem! - warknął i różdżka znowu uniosła się na wysokość jej szyi. - I ja też więcej nim nie będę.
Hermiona wiedziała, że to zaraz nastąpi. Widziała determinację w jego oczach, szaleńczy zapał, beznadziejną ideę. Nie mogła na to pozwolić.
               - Nie, stój! - krzyknęła spanikowana, robiąc krok w jego stronę. - Wiem! Wiem, Draco...
Ale nie wiedziała, a przynajmniej nie w takim stopniu jak zastraszony blondyn. Zrozumiała wszystko. To nie były jego wybory. Żyjąc w rodzinie Malfoy'ów nie można być sobą, nie można się buntować, a na pewno nie okazywać uczuć. Każda wypowiedziana "szlama" w jego świadomości zasługiwała na pochwałę, której pragnął. 
                - Moi przyjaciele mogą zginąć w każdej chwili. Potrzebują mnie jak nigdy wcześniej, ale jestem tutaj, bo stchórzyłam. Łudzę się, że próbuję im pomóc, ale nie robię nic. Jestem bezsilna. Harry mnie rozumie, ale dla Rona jestem największym rozczarowaniem ostatnich lat. Nie chce mieć ze mną nic wspólnego. I zasługuję na to. Wszyscy wymagali ode mnie poświęcenia, którego się nie podjęłam, bo jestem słaba. A ty nie mogłeś zabić Dumbledore'a nie dla tego, że zabrakło ci odwagi, ale dlatego, że to wbrew twojej naturze. I sam to wiesz.
Różdżka Draco powoli opadała, kiedy Hermiona ostrożnie zbliżała się do niego.
                - Draco, proszę... - powiedziała spokojnie. - Nikt nie patrzy na ciebie źle. Wszyscy chcą ci pomóc.
Wyciągnęła niepewnie dłoń w jego stronę. Nie spuszczała wzroku z jego oczu, szukając w nich zgody na ingerencję w jego prywatność. Położyła dłoń na jego przedramieniu i z delikatnym oporem opuszczała rękę, w której trzymał różdżkę.
                 - Wyglądasz jakbyś była martwa - powiedział po chwili ciszy. Wpatrywał się w nią jak w obraz. Mokre włosy zaczesane do tyłu, blada skóra, sine usta, duże, lekko zlęknione, zamglone oczy, kości policzkowe, które z wiekiem robiły się coraz bardziej wyraziste. - Jak marmurowy pomnik. Piękna.
Hermiona była pewna, że Draco musi położyć się spać i wytrzeźwieć. Puściła jego rękę.
                   - Chodź do łóżka - powiedziała spokojnie.
                - Chyba zasnę tutaj - odparł cicho i zamknął oczy. Dziewczynę zszokowało to jak szybko się uspokoił. 
                   - Chodź, odprowadzę cię... - wyszła z basenu i niechętnie podała mu dłoń.

4 komentarze:

  1. Z każdym Twoim rozdziałem widać postęp :) jest coraz lepiej, a ten rozdział jest tego najlepszym dowodem :) Nie będę się co do niego rozpisywać, powiem jedno... Piękny. Akcja z Draco cudowna, z niecierpliwością czekam na ciag dalszy. Mam tylko jedną, maleńka prośbę odnośnie następnego rozdziału... Niech będzie dluuuuuższy proszę :) a no i oczywiście, najlepiej jakby pojawił się jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że takie krótkie, aż było mi głupio publikować, ale rozpoczynanie nowego rozdziału z czystą kartą daje mi nową motywację, a pisanie tego króciutkiego się wlekło jak krew z nosa, dlatego chciałam go po prostu skończyć :) Na studiach strasznie cisną, więc czasu też niewiele. Dziękuję bardzo za komentarz <3

      Usuń
  2. Rozdział bardzo mi się podoba. Znalazłam twojego bloga przed chwilą i jestem nim zachwycona. Zapraszam cię na mojego bloga : http://dramionejestemizawszebene.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział podoba mi się najbardziej. Chociaż jest króciutki. Pijany Draco jest bardzo szczery... szkoda mi go musi robi to czego nie chce...
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń