sobota, 26 grudnia 2015

09.

Przepiękny dzień. Hermiona obudziła się i wreszcie była wypoczęta. Przeciągnęła się leniwie, czując jak przyjemnie działa to na jej kręgosłup. Mogła wstać. Spadł pierwszy śnieg, idealna pogoda na wypad do Hogsmeade. Umówiła się z Ginny chwilę po południu, więc w spokoju ubrała czarne, wąskie spodnie, piękny, granatowy sweter i zjadła śniadanie. 

Draco bardzo cieszył się dzisiejszego wyjścia na miasto. Miał ochotę się naprawdę napić. Wiele rzeczy nie dawało mu spokoju. Jedną z nich miał właśnie przed oczami. Hermiona Granger. W tym roku stała się dla niego jedną wielką niewiadomą. Potrafiła być zimna jak kamień, zbyć go jednym słowem i iść dalej, zupełnie jakby miała go w dupie, a on nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Z drugiej strony przejęła się nim w tej parszywej łazience, kiedy w alkoholowym amoku prawie zrobił sobie krzywdę. Ale czy ktokolwiek byłby tak bezwzględny, żeby pozwolić mu się utopić? Na pewno nie cholerni Gryfoni. Musiał przyznać, że zmienił o niej zdanie. Nie była głupia. Nie była naiwna. Nie ufała mu i bardzo dobrze. Większość dziewczyn, słysząc od niego jedno miłe słowo, a właściwie jakiekolwiek nie niemiłe, oddałoby mu się bez wahania, a ona trzyma dystans. Bardzo dobrze. 

- Co ty robisz? - warknął, stojąc nad nią. Kucała przy małej krukonce i zbierała jej książki. Podniosła głowę i spojrzała na niego dużymi, orzechowymi oczami. Zwykle były ciemniejsze, ale w tym świetle orzechowe. Minę miała niewzruszoną, chłodną. Taką jak lubił. Nie odpowiedziała mu. Bezczelnie zignorowała i podała dziewczynce ostatnią książkę. Dopiero wtedy Draco zauważył, że małą przestraszył ton jego głosu. Spojrzała na niego zlęknionymi oczami, a potem na Hermionę.
- Nie bój się, to tylko mała fretka - szepnęła opiekuńczo Gryfonka. Dziewczynka uśmiechnęła się i pobiegła w inną stronę. 
- Co robisz i dlaczego mnie oczerniasz? - Hermiona stanęła na równe nogi i zmierzyła go spojrzeniem. Draco specjalnie uniósł podbródek, żeby patrzeć na nią jeszcze bardziej z góry.
- Opiekuję się nowymi uczniami. Takie jest zadanie prefektów, Malfoy - powiedziała spokojnie, podniosła z podłogi swoją torbę i znów na niego spojrzała.
- Od kiedy jesteś taka troskliwa? Odprowadzasz ślizgona, podnosisz książki jakiejś smarkuli...
Hermiona zaśmiała się ironicznie. 
- Słabszym trzeba pomagać - Draco spojrzał na nią jak lew na owcę. Wbijali w siebie spojrzenia. Ona spokojne, on pełne narastającego wzburzenia. Hermiona uznała, że to bez sensu, chciała go wyminąć, ale chwycił ją mocno jedną ręką za ramię, a drugą za podbródek, unosząc go ku górze, niemo krzycząc "patrz na mnie".
- Myślisz, że jestem słaby? 
Hermiona lustrowała dokładnie jego oczy, pełne niepokoju, wzburzenia, ciszy, niedopowiedzenia. Zupełnie jak ukochany ocean, nad którym była raz w życiu w przepięknym Saint Malo. Nierozważnie szukała w jego oczach drewnianego domku i setek muszelek. Oczywiście nie mogłaby tego znaleźć, ale wyobraźnia jej pomagała. Od tamtej pory jego oczy stały się piękne. Niezależnie od tego, czy był kutasem czy nie, jego oczy były piękne. Pierwszy raz widział jej twarz z tak bliska. Widział dokładnie każdą z długich rzęs, jedna została na jej bladym policzku. Widział jasną, czystą, gładką cerę. Kości policzkowe rysowały się bardzo ostro, miał ochotę przejechać po nich kciukiem. Był ciekawy czy mógłby go rozciąć w ten sposób. Granger zawsze miała ładną, dziewczęcą buźkę, ale teraz widział dokładnie dojrzałą kobietę. Nie lubił brązowych oczu, bał się takiej ilości ciepła. Jednak w tych było coś więcej, zima, chłód, sztorm, lawina, erupcja wulkanu. Wszystkie zjawiska pogodowe na raz. Przede wszystkim było w nich przekonanie, że ona po prostu wie.
- Tak się teraz zachowujesz - odpowiedziała cicho. Próbowała się wyszarpnąć. Draco spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zanim ją puścił, zdjął z jej policzka rzęsę. Oboje byli zszokowani tym zdarzeniem.

Ginny ciągnęła ją za rękę. Obie poczuły mdłości, kiedy wylądowały na ziemi po łącznej teleportacji. 
- Dzięki, że mnie zabrałaś, lekcje teleportacji mamy w drugim semestrze - wysapała Ginny, podnosząc się. - Dziwne uczucie...
- Nie ma sprawy - Hermiona otrzepała płaszcz. - O to miejsce chodziło? 
Rozejrzała się po okolicy, wychodząc zza opuszczonego budynku, gdzie zupełnie nikt nie zauważyłby nagłego, nadzwyczajnego pojawienia się dwóch osób znikąd. Miasteczko było ładne i wbrew pierwszemu wrażeniu, tętniło życiem. Ginny pokiwała dumnie głową.
- O tak, myślę, że wiele dziewczyn będzie miało suknie z innych miejsc. U Madame Malkin nie starczyłoby ich nawet dla połowy uczennic. I by się powtarzały. Założę się, że któreś się na siebie obrażą za taki sam strój. Stawiam na Pansy Parkinson i Lavender. Byłoby komicznie.
Ale Hermiona jej nie słuchała. Myślała o tym czemu los pcha ją w dziwne rozmowy i sytuacje z Malfoy'em, o tym, czego chce od niej Ross, i tak, w dalszym ciągu "kim do cholery jest Dmitry?".
Weszły do mugolskiego sklepu, w którym był ogromny wybór.
- Z klasą... - stwierdziła z ulgą Hermiona i zaczęła się rozglądać. Metoda działania była zawsze taka sama. Na pierwszy rzut oka wiedziała czy coś jej się podoba. Ginny za to przyglądała się wszystkiemu uważnie.
- Hej, aż tyle czasu nie mam... 
Ginny spojrzała na nią zaskoczona.
- A gdzie się śpieszysz?
Hermiona trochę się speszyła.
- Idę na kawę z profesorem.
Ginny wytrzeszczyła oczy i odłożyła sukienkę, na którą patrzyła bardzo długo. 
- Hermiona, igrasz z ogniem. Nie widzisz, że on na ciebie leci? Wszyscy to widzą. Skończy się wielką aferą. W najlepszym wypadku nie zaliczy ci przedmiotu, jeśli ty... nie dasz mu zaliczyć.
Hermiona uniosła brwi.
- Jestem dużą dziewczynką, a on nie jest zboczeńcem. Spokojnie, dam ci znać jak poszło - uśmiechnęła się, zbywając ją. - W każdym razie zwiększ tempo.

Ginny miała nadzwyczajnie flegmatyczne ruchy. Hermiona nie wytrzymała tej sytuacji i wcisnęła jej w ręce piękną beżowo-złotą suknię. Wiedziała, że choć raz cena nie stanowi problemu, ponieważ ukochani bracia dali jej pieniądze na "najbardziej odjazdową kreację jaką znajdzie", ich sklep odnosił spektakularny sukces. 
- Weź tę. Idealny kolor do rudych włosów - stwierdziła. Ginny patrzyła na nią chwilę, po czym uśmiechnęła się lekko. Miała w ręce wieszak z błękitną, krótką sukienką. Zgodziła się przymierzyć obie. - Tylko się pośpiesz.
Hermiona trzymała jedną suknię, którą przyniosła jej Ginny, czerwoną, z dużym dekoltem z przodu, oraz jej typ, długą, klasyczną, czarną, z długimi rękawami i odkrytymi plecami. W pierwszej kolejności obie wyszły w sukniach, które wybrały dla siebie.
- Ginny, nie przymierzaj nawet tej drugiej. Gwarantuję, że wyglądasz przepięknie - Hermiona aż złapała się za głowę. Rude włosy opadające na złoty beżowy materiał wyglądały przepięknie, a złote elementy mieniły się cudownym blaskiem. 
- No dobra... masz rację. Ty też wystąp w tej. Masz fajne... - wskazała na górną partię części ciała.
Hermiona spojrzała na nią z politowaniem.
- Nie chcę wyglądać atencyjnie, tylko szykownie - mruknęła. Od razu wróciła do przymierzalni. Przebrała się w czarną. Dokładnie tak sobie to wyobrażała, idealnie dopasowana, z aksamitnego, przemiłego materiału, wyglądającego jakby był płynny i rozlewał się po jej ciele, tworząc idealną sylwetkę.
- Wyglądasz jak milion galeonów, ale jeśli nie chcesz być atencyjna, nie stawaj do nikogo tyłem - Ginny puściła do niej oczko.


Zakupy poszły szybciej niż się spodziewała. Teleportowały się do Hogsmeade. Ginny miała odprowadzić Hermionę do Trzech Mioteł, ale jako, że do wieczora, a tym samym"umówionego" spotkania zostało dużo czasu, postanowiły strzelić sobie jeszcze po piwie. Usiadły przy barze.
- Imbirowe dwa razy, proszę - zamówiła Hermiona. Sekundę później dostały duże kufle ze sporą porcją piany. 
Hermiona przyłożyła kufel do ust, poczuła rozkoszny zapach. Miała wziąć pierwszy łyk, ale Ginny szturchnęła ją w ramię i gdyby nie szybka reakcja, piwo wylałoby się na jej spodnie.
- Ross na jedenastej - powiedziała cicho. Granger spojrzała po skosie w lewo. Ross siedział w rozpiętym płaszczu i czarnym szaliku. Na szczęście przeglądał jakieś papiery. Hermiona szybko przesiadła się na skrajne, prawe barowe krzesło. Ginny przysunęła się do niej.
- Nie widział mnie, pijemy.

Nie skończyło się na jednym piwie. Nawet nie na dwóch.
- Muszę już lecieć... - wysapała Ginny. Policzki miała słodko zaróżowione. Nachyliła się nad nią, by konspiracyjnie wyszeptać: - nie daj się zgwałcić.
- Nie będę stawiać oporu - Hermiona zaśmiała się i rozłożyła ręce w geście bezradności. - Cholera! Przypomniał mi się ostatni sylwester...
- Powtórzymy, powtórzymy... - Ginny roześmiała się i w ostatnim momencie złapała swoją torebkę zanim spadła na podłogę. - Na razie.
- Trzymaj się! 
Hermiona wzięła kilka oddechów. Trzymała w dłoni kufel z połową czwartego piwa. Ruszyła do stolika nauczyciela. Stanęła na przeciwko niego i czekała aż ją zauważył. Włożyła jedną rękę do kieszeni spodni, odgarniając płaszcz do tyłu. Miał tam sporo prac do sprawdzenia. Wyglądał seksownie, kiedy czytał w takim skupieniu. Przygryzał co jakiś czas dolną wargę. W końcu w natłoku tych wypracowań, kilka spadło na podłogę. Schylił się by je podnieść. Wtedy zauważył skórzane buty, stojące przy jego stoliku, wędrował wzrokiem powoli w górę, po długich nogach. 
- Panno Granger... 
Hermiona bez słowa usiadła na przeciw niego.
- Jestem trochę pijana - stwierdziła, patrząc na niego jakby zrobiła co bardzo złego. - Przepraszam.
Ross się zaśmiał.
- Jesteś urocza. Chcesz pić piwo? - zapytał odkładając papiery na bok. Hermiona spojrzała na niego lekko zdziwiona. 
- Och, nie. Tak nie wypada. Pan chciał pić kawę - bez zastanowienia wylała zawartość kufla do doniczki z biednym kwiatkiem, stojącej na ich stoliku. Ross spojrzał na nią z niedowierzaniem. Pokiwał głową, uśmiechając się szeroko.
 - Kawę... jaką? - spytał, wkładając rękę do kieszeni, by znaleźć portfel.
- Czarną, jak pański płaszcz - powiedziała filozoficznym tonem i założyła nogę na nogę.
Po chwili profesor wrócił z dwoma, czarnymi kawami w pięknych filiżankach. 
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, biorąc pierwszy łyk. - Dlaczego chciał mnie pan widzieć? 
- Chciałem porozmawiać z kimś inteligentnym - odparł po chwili zastanowienia. 
Hermiona wybuchnęła ironicznym śmiechem. Ross mimowolnie się uśmiechnął.
- Trzeba było uprzedzić. W tym stanie dorównuję inteligencją Sybilli Trelawney.
Rozmawiali całkiem naturalnie. Nie poruszyli tematu tej połowy nocy, którą spędzili w jednej komnacie. Właściwie w ogóle mało rozmawiali. Hermiona rzucała bezsensownymi, nietrzeźwymi tekstami, a Nathaniel był bardzo rozbawiony i przyglądał się jej z zachwytem. Gdy zorientował się, że nie ma rękawiczek, na siłę wciskał jej swoje, skórzane. "Nie, nie... ja mam rękawiczki, tylko nie teraz." Pod tym względem był stanowczy, więc Hermiona po chwili miała na rękach jego rękawiczki. Nim się zorientowali, niebo się ściemniło. 
- Odprowadzę Cię.
- Och, nie. Poradzę sobie. Nie możemy być ciągle widywani razem - powiedziała bezmyślnie. 
Ross uniósł brew.
- Chcesz o czymś porozmawiać?
- Wprost przeciwnie...
- A więc na następnych zajęciach, musisz stać daleko ode mnie. Tobie i panu Malfoy'owi udał się ostatni eliksir. Zaczynacie amortencję - uśmiechnął się uroczo.
- Ja będę stała tam gdzie moje miejsce. Proszę, aby pan się wycofał - puściła mu lewe oko i ruszyła do wyjścia. Wyszła na świeże powietrze i odetchnęła z ulgą.

2 komentarze:

  1. No i akcja z Malfoy'em świetna! Pięknie opisujesz ich przemyślenia! Fajnie też że skupiłaś się na oczach- wielki plus dla Cb :) a to jak zdjął jej rzęsę - bezcenne :D oby więcej takich akcji :D pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobała mi się akcja z rzęsą :) Rzeczywiście pijana Hermiona jest urocza :D
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń