niedziela, 29 listopada 2015

04.

Był drugi dzień drugiego tygodnia nauki. Hermiona siedziała w pokoju wspólnym i czytała wypracowanie, które napisała. Żaden nauczyciel jeszcze niczego nie zadał. Oczywiście, poza Snape'em. Chciała je jak najszybciej napisać, jak najszybciej oddać i mieć z głowy. Siedziała w ciszy i spokoju, ogień w kominku tylko wesoło trzeszczał co jakiś czas. Z początku żałowała, że znowu ominęła spotkanie klubu pojedynków, ale z drugiej strony, kiedy indziej można tu znaleźć taki spokój, niż w te dwa wieczory w tygodniu. Wszyscy stali się fanami dodatkowych zajęć z Rossem. Gryfoni tęsknili za takim sposobem nauki, bo od czasu Gwardii Dumbledore'a nie było okazji do praktykowania zaklęć w tak prawdziwej formie. Gdy Hermiona odłożyła wypracowanie, które uznała za dobre, zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Prawdopodobnie była jedyną uczennicą, która odrabiała prace na bieżąco, zawsze była przygotowana i po prostu regularnie się uczyła. Kiedy była parę lat młodsza, nauka byłą dla niej formą rywalizacji, a każde niepowodzenie krzywdziło jej ambicję. Na początku trzeciej klasy porzuciła takie myślenie, a kiedy okazało się, że zmieniacz czasu, który miał pomóc jej zaspokoić żądzę nauki, pozwolił jej i Harry'emu uratować Syriusza i Hardodzioba, odkryła nowe wyjaśnienie swoich potrzeb. Będąc przyjaciółką Pottera, musiała mieć w głowie wszystko, dosłownie wszystko, co mogłoby się przydać w działaniu. Nienawidziła bezczynności, a kiedy w ich życiu panował chwilowy spokój, to jedyne co mogła robić. Pozyskiwać wiedzę. Ten sposób na życie dawał podstawowe poczucie kontroli. Nie chciała być lepsza od innych, chciała być lepszą sobą.
Do pokoju wspólnego powoli wracali Gryfoni.
- Hej, Hermiona! - zawołał Dean. - Zostaw wreszcie te książki i chodź z nami następnym razem. Ross jest super. Możemy walczyć ze ślizgonami przez całą godzinę!
Hermiona otworzyła oczy i zobaczyła Deana stojącego nad nią.
- Może kiedyś - odpowiedziała z uśmiechem. Spojrzała w stronę przejścia pod portretem, z którego dochodził głos Lavender.
- On jest wspaniały...
- Skończ już, Lav - mruknął znudzony Seamus, który wszedł do pokoju zaraz za nią. - To, że pogratulował ci wygranej z Astorią, nie oznacza, że na ciebie leci. Poza tym, ona jest młodsza. Nierówna walka...
Lavender przewróciła oczami i skierowała się do dormitorium, za pewne, żeby uwiecznić ten moment w swoim durnym pamiętniku. Zanim zniknęła im z oczu, powitała Hermionę promienistym uśmiechem, co oznaczało najprawdopodobniej wdzięczność, że nie było jej na zajęciach Rossa.

- Wypracowania przyjmuję do poniedziałku. Tylko i wyłącznie - Snape przeszedł się po klasie, zamiatając podłogę za długą szatą.
"Powtarzasz to piąty raz", mruknęła w myślach Hermiona. Obrona przed czarną magią ze Snape'em i Ślizgonami. Cały dzień ze Ślizgonami. Środy są najgorsze. Siedziała sama w ławce gdzieś z tyłu klasy. Chcąc nie chcąc, w zasięgu jej wzroku znajdował się Draco, który od paru dni był bardzo zamyślony, przygnębiony, zły. Jej było to bardzo na rękę, bo w takim nastroju nie był skory do głupich odzywek i zaczynania interakcji. Jej uwaga przeniosła się na Snape'a. Cały czas zastanawiała się kim jest ten człowiek. Dumbledore mu ufał, to ewidentnie nie pozwalało jej uwierzyć w jego szczere oddanie Voldemortowi. Przecież były dyrektor był piekielnie mądry, doświadczony, miał radar w oczach. Nie dał by się oszukać. A na pewno nie takiemu skretyniałemu, młodszemu od siebie gburowi. Severus Snape mógł budzić w kimś respekt, ale Hermiona nie potrafiła spojrzeć na niego inaczej, niż na sfrustrowanego życiem, chowanego w poczuciu niesprawiedliwości mentalnego nastolatka. Zwłaszcza po tym co powiedział jej Harry, o wspomnieniach z myślodsiewni. Wyżywanie się na synu człowieka, który wyżywał się kiedyś na nim, było niedojrzałe i zwyczajnie głupie.

 Sposób prowadzenia zajęć Nathaniela Rossa się sprawdzał. Każdy, bez wyjątku, był coraz lepszy. Tydzień wcześniej Veritaserum nie wyszło nikomu. Hermiona dostała powyżej oczekiwań. Jej eliksir nie był idealny. Powinien być bezbarwny, a miał delikatne zabarwienie błękitu. Tym razem jednak udało się dostać wybitny. Jednej Ślizgonce również. Draco wyglądał, jakby mu nie zależało, ale był na tyle zdolny, że zasłużył na powyżej oczekiwań. Był zaskoczony, kiedy Ross go pochwalił, bo Malfoy miał do niego dziwny stosunek. Po ich pierwszym spotkaniu odniósł wrażenie, że profesor go nie polubił, a przy tym zdecydowanie pałał sympatią do znielubionej przez niego Hermiony.
- Dziękuję za uwagę - Nathaniel ukłonił się lekko na koniec lekcji. Zaczął sprzątać z biurka pergaminy, które przeglądał, gdy uczniowie warzyli eliksir.  - Panno Granger, proszę  chwilę zostać.
Hermiona spojrzała na niego, ukrywając zaskoczenie. Skinęła lekko głową. Zaczęła się powoli pakować. Draco zmarszczył brwi, zastanawiając się o co chodzi profesorowi i dlaczego się tak na nią uwziął. Kiedy wszyscy wyszli z sali, Hermiona założyła torbę na ramię i podeszła do biurka Rossa.
- Witaj - uśmiechnął się, był bardzo zrelaksowany. Dziewczynę po raz kolejny zaskoczyły jego słowa.
- Tak, dzień dobry - odpowiedziała, choć tym razem nie kryła zdziwienia. Patrzyła na niego z lekką ciekawością.
- Unikasz mnie? - zaśmiał się krótko, w jego oczach znowu pojawiło się ciepło. Hermiona zastanowiła się chwilę i uniosła brew. Nie ominęła żadnej lekcji.
- W jaki sposób? Nie opuszczam zajęć.
Tym razem Ross wyglądał na zamyślonego. Wbił w nią spojrzenie i za nic nie chciał odpuścić.
- Chcesz być aurorem, prawda?
- Może...
- Wiesz... - oparł dłonie o biurko i nachylił nad nią. - Klub pojedynków jest bardzo przydatny.
Hermiona wydała z siebie przeciągłe "mmm...". Uśmiechnęła się z powątpiewaniem.
- Spokojnie, znam to spojrzenie - uprzedził szybko. - Jeżeli myślisz, że nikt nie jest godzien z tobą walczyć, chętnie zostanę twoim partnerem.
Hermiona roześmiała się i spojrzała na niego z politowaniem. Lubiła to durnowate poczucie humoru.
- Mhm, to rzeczywiście zachęcające.
- Przepraszam - oboje spojrzeli w stronę niedomkniętych drzwi, w których stał Draco Malfoy. Bez słowa wyjaśnienia, z kamienną twarzą, cofnął się do swojej ławki i zabrał z niej złote pióro. Nic więcej nie powiedziawszy, wyszedł z klasy i zamknął drzwi z głośnym hukiem. Hermiona nie speszyła się za bardzo. Spodziewała się tego raczej po profesorze, ale on również nie wyglądał na wzruszonego tym najściem.
- Pójdę już - powiedziała po chwili, wracając do swojej naturalnej powagi. Ross ominął biurko i stanął tuż przed nią. Patrzył na nią badawczo. Hermiona poczuła się dziwnie. Nie spuściła z niego wzroku, ale pojawił się w niej pewny niepokój, kiedy dostrzegła w jego minie chęć do wypowiedzenia słów "nie idź jeszcze". Zaraz potem zrozumiała, że jest idiotką i na pewno to wszystko jej się tylko wydawało.
- Do widzenia - dodała cicho, choć jej stopy stały twardo na ziemi, a ciało nie zbierało się do wyjścia.
- Bądź... - spojrzał na nią z powagą. Był bardzo wysoki, choć Hermiona także nie zaliczała się do niskich kobiet. Mimo jej stu siedemdziesięciu centymetrów, mężczyzna był wyższy o prawie dwadzieścia. Stał blisko i patrzył na nią troszkę z góry. - ... dzisiaj w klubie pojedynków.
Dziewczyna skinęła lekko głową i ruszyła do wyjścia.

Zamknęła drzwi i odetchnęła spokojnie. Chciała ruszyć w stronę wieży Gryffindoru, ale na drodze spotkała się z blondynem, prawie na niego wpadając. Patrzył na nią jak na przybysza z innej planety. Z zaciekawieniem, niepokojem, ale też z pewnego rodzaju wyrzutem, jakby chciał zapytać "ej, co ty robisz? Przecież tak nie wolno". Dziwna sytuacja. Hermiona również na chwilę spojrzała mu w oczy, po czym oboje się wyminęli i ruszyli w swoje strony.

Draco stał przy oknie w dormitorium panów ze Slytherinu. Widział jak Hermiona wraca z błoni do zamku. Odwiedzała tego starego mieszańca, Hagrida? Cóż to za dziwna osoba z tej szlamowatej Granger. Gryfoni, a do tego brudnokrwiści, choćby nie wiadomo jak bardzo się starali, zawsze pozostaną inni. Nie mają prawa być dumni. Draco w zasadzie miał wszystko. Był młody, przystojny, bogaty, zdolny. Jego matka była piękna, a ojciec szanowany. Czarny Pan budził postrach w całej czarodziejskiej społeczności, a Malfoy'owie od lat zajmowali godną pozycję w jego szeregach. Był wygrany. Czy na pewno? Co, do cholery robił w tym czasie Potter i Weasley? I dlaczego Granger została w Hogwarcie... Od ich pierwszego spotkania w tym roku szkolnym, nie pokazała swojej złości, czułych punktów, w ogóle nie przejmowała się jego słowami. To nie było na pewno normalne. Trochę go niepokoiło, irytowało. Chciał ją sprowokować, byleby tylko odpyskowała coś głupiego, a on mógł uderzyć tam gdzie zaboli i zostawić ją w takim przekonaniu na resztę życia. W przekonaniu, że on jest zawsze dwa kroki przed nią. Nie dawała mu na to jednak żadnych szans. 

Hermiona wróciła do pokoju wspólnego. Został moment do rozpoczęcia spotkania klubu. Wchodząc do dormitorium, minęła się ze świeżo umalowaną i wystrojoną Lavender. Nozdrza Hermiony zostały niemile podrażnione słodkim, ciężkim zapachem. Chwilę później z dormitorium wyszła Parvati. Również pięknie ubarwiona i przebrana. Czy naprawdę w wieku siedemnastu, osiemnastu lat było to konieczne?

Hermiona została sama. Spojrzała w ogromne lustro i zatrzymała wzrok na każdej części ciała. Starała się być obiektywna. Lubiła siebie. Lubiła długie, drobne palce, lekko umięśnione ramiona, nie za duże piersi, proporcjonalnie szerokie biodra, długie nogi. Nie ubierała się przesadnie kobieco, ale przez to, że białe koszule same w sobie są seksowne, co druga dziewczyna w Hogwarcie wyglądała bardzo dobrze. Hermiona zawsze nosiła czarne spodnie, bo były najprostszym elementem klasyki. Nie czuła potrzeby, bo stroić się bardziej, nie przepadała za kolorami. Tak samo z makijażem. Wolała zawsze mieć czyste ubrania i świeżo pachnące włosy, niż podrasowaną kosmetykami twarz. Lubiła brązowe oczy, choć kiedyś bardzo chciała, żeby były jasne, bo ciemne kojarzyły jej się z dziecinnością. Dopiero kiedy zauważyła jak mało osób w jej otoczeniu takie ma, zaakceptowała je. Poza tym były dość mądre, ciepłe. A przynajmniej do niedawna. Z każdym rokiem stawały się coraz chłodniejsze, bardziej zdystansowane. Polubiła też długie włosy. Układały się jak same chciały, ale to było fajne. Nie były nudne. Też zmieniały się z wiekiem. Teraz tylko lekko się kręciły momentami. Reagowały na wilgoć. Lubiła uśmiech. Białe, równe zęby. O ich zdrowie zawsze dbali rodzicie stomatolodzy, a idealny rozmiar zawdzięczała pani Pomfrey. Hermiona miała wady, ale na pewno nie miała kompleksów. Akceptowała niezbyt pełne usta, lekkie zmarszczki pod oczami, drobną niedowagę spowodowaną stresem. Poza tym, to, że Wiktor Krum, mężczyzna, który mógłby mieć prawie każdą, zainteresował się akurat nią, dodawało jej dużo wiary w siebie.
Nie stroiła się, bo nie zależało jej na nikim. Jedynymi kosmetykami, których nie mogła sobie odmówić, były perfumy. Spryskała nimi lekko szyję, dekolt i nadgarstki. Związała luźno włosy. Zdjęła szatę czarną, ciężką szatę i wyszła z dormitorium.

Weszła lekko spóźniona do dawno nieużywanego audytorium na trzecim piętrze. Pomieszczenie zostało przerobione pod nowe zajęcia. Miało wysoki, długi podest, w razie walki przed publiką. Było także dużo miejsca w lewej części sali, gdzie stały manekiny. Wyglądało jak miejsce do rozgrzewki. Prawa część była pełna przeróżnej wielkości kolumn, filarów i przeszkód. Na razie wszyscy byli stłoczeni w lewej części.
-... więc, proszę, podejdźcie do manekinów i potrenujcie trochę. 
Ross zanotował wzrokiem Hermionę i lekko się uśmiechnął. Dziewczyna odwróciła się i powoli zbliżała do jednego z wolnych manekinów. Wyglądały zupełnie jak te z pokoju życzeń podczas spotkań Gwardii Dumbledore'a. Z początku była niepewna, więc rzucała zwykłe drętwoty albo impedimenta. Nie potrafiła walczyć z przedmiotem. Nie mogła się doczekać prawdziwego pojedynku. I wreszcie tak się stało.
Kilka par walczyło ze sobą. Ross co jakiś czas patrzył na Hermionę, czekając aż zgłosi się na ochotnika, ale miała pewne obawy. Cały czas nie widziała dla siebie partnera. Gdy panował gwar, spowodowany walką puchona z krukonką, profesor przebił się przez tłum i stanął obok niej. 
- Chcę cię zobaczyć - powiedział, patrząc znacząco na podest. 
- W porządku - Hermiona kiwnęła głową. 
- Mam walczyć z tobą, czy upatrzyłaś sobie już kogoś? - zapytał cicho, rozglądając się po sali.
- Nie, proszę mi tego nie robić... - szepnęła. - Lavender mnie znienawidzi.
Ross zaśmiał się i spojrzał na stojącą nieopodal Gryfonkę, która rzeczywiście, mierzyła ich wzrokiem.
- Zdradzisz mi kiedyś co o mnie mówicie w dormitorium? - zapytał zaczepnie, a w jego oczach pojawił się błysk.
- Zapytaj kogoś innego. Na pewno chętnie ci powiedzą... - mimowolnie uśmiechnęła się do profesora, który znów stał się tylko Nathanielem. Nie zdążyła ugryźć się w język i przejść na formalny zwrot, ale on zachował się jakby tego nie zauważył. 
- Wolałbym wiedzieć, co ty mówisz - wbił w nią skupione spojrzenie. - Albo raczej co myślisz.
Hermiona uniosła brew i zupełnie ignorując co powiedział, zaczęła bić brawo uczniom, którzy skończyli pojedynek.
- Nie mam z kim walczyć... - odpowiedziała po chwili.
- Panie Malfoy! - wypalił znikąd profesor i chwycił za ramię Ślizgona, który chyba miał zamiar wyjść. - Proszę się zmierzyć z panną Granger. 
Wysłał ich na podest i przyglądał im się z boku.
Hermiona nie wiedziała co zrobić, od czego zacząć. To było dziwne doświadczenie. Draco Malfoy, w którego zawsze mogłaby cisnąć zaklęciem, teraz stał, a ona miała bezkarnie się na nim wyżywać. Bała się trochę tego co on może wymyślić, ale to nic. Poprzednie pojedynki opierały się na podstawowych zaklęciach i obronie. W tym przypadku nie mogła na to liczyć. Z rozmyślań wyrwał ją głos Dracona.
- Drętwota! 
- Protego! - odpowiedziała automatycznie i odbiła jego zaklęcia. Czyli to on zaczął. W porządku. - Oppugno!
W kierunku Malfoya poleciały stado ptaszków. Draco uskoczył przed nimi, przy czym prawie zleciał z podestu. Jeden zostawił mu rysę na policzku. 
- Reducio! - wycelował w nie różdżką i na podłogę poleciał szary proch. - Lubisz zwierzątka, Granger? Serpensortia!
Z różdżki Malfoya wyleciał na środek podestu wielki wąż. Hermionę sparaliżowało na sekundę, ale w moment przypomniała sobie zaklęcie, którego użył Snape w drugiej klasie.
- Vipera-evanesco - zareagowała, a wąż momentalnie zniknął. - Bardzo kreatywnie, Malfoy...
Zakpiła, a jej oczy zapłonęły żądzą wygranej. Draco zacisnął mocno palce na różdżce, ta uwaga bardzo go zirytowała. Wycelował w żyrandol wiszący nad nią i powiedział ze złością "duro!". Żyrandol zamienił się w kamień i gdyby nie Hermiona, która uciekła w bok albo gdyby nie profesor, który bardzo szybko zorientował się, co Malfoy chce zrobić, byłoby bardzo źle.
- Arresto momentum! - krzyknął wściekły Ross. Kamień zawisł w powietrzu. Hermiona ze złością ruszyła w stronę Malfoya. 
- Everte statum - mruknęła, celując w niego różdżką. Draco został odepchnięty z wielką siłą, oderwał się na moment od ziemi i wylądował na plecach, tuż przed krańcem podestu. Zanim zdążył się podnieść, rozwścieczony zrzucił kolejne zaklęcie.
- Incarcerous!
Wokół ramienia Hermiony owinął się sznur, ciągnący ją na podłogę. Więzy oplotły jej uda, szyję, talię. Wszystko to ściągało ją w dół i dusiło.
- Diffindo - rozcięła liny i podniosła się z podłogi. Była już naprawdę wściekła. Zanim zdążyła unieść różdżkę, Draco zaatakował po raz kolejny. Wściekł się, że wykończenie szlamy trwa tak długo. Zdecydował się zrobić to po ślizgońsku. 
- Obscuro! - na oczach Hermiony pojawiła się czarna opaska. Odruchowo przyłożyła dłoń do oczu i cofnęła się o krok. Gryfoni zabuczeli. Na pewno nie było to honorowe. Wiedziała, że Draco chce ją zaatakować w tym momencie, a ona się nie obroni. Momentalnie rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i zeskoczyła z podestu. "Finite", szepnęła i odzyskała widoczność. Każdy był wpatrzony w punkt, w którym chwilę wcześniej stała Hermiona. Malfoy zdecydowanym ruchem różdżki wymierzył w to miejsce.
- Relashio! - szeroki płomień wystrzelił na dziesięć metrów. Jeżeli Hermiona stałaby na podeście, ogień nie mógłby jej ominąć. 
- Draco! - wrzasnął Ross, inni gryfoni również głośno wyrazili swoje oburzenie. Hermiona stała pod podestem. 
"Levicorpus", pomyślała, celując w niego. Niewidzialna siła poderwała w górę, niczego niespodziewającego się Dracona. Różdżka wypadła mu z dłoni. Hermiona wskoczyła na podest i zdjęła z siebie zaklęcie kameleona, aby Draco mógł zobaczyć, jak dziewczyna podnosi jego różdżkę z podłogi. Profesor się roześmiał i zaczął bić brawo, reszta Gryfonów wiwatowała. 
Hermiona podeszła do wiszącego do góry nogami Malfoya. Jego oczy płonęły wszystkimi możliwymi emocjami.
- Liberacorpus - powiedziała, już spokojnie. Draco upadł na podłogę, ale o dziwo, nawet z takiej pozycji wylądował z gracją. Wyciągnęła różdżkę w jego stronę, by mu ją oddać. Gwałtownie chwycił ją za przedramię i przyciągnął do siebie. Prawą dłonią wyszarpnął swoją własność, a lewa wciąż boleśnie zaciskała się na jej ręce. Patrzył na nią chłodno, próbując za wszelką cenę zatuszować wstyd, z powodu przegranej. Hermiona przypuszczała, że dumny jak paw Draco, musi czuć się fatalnie. Nie usprawiedliwiało go to jednak z takiej agresji. Spojrzała znacząco na jego lewe przedramię i musnęła palcem miejsce, w którym znajdował się mroczny znak. Draco momentalnie ją puścił. Patrzył na nią chwilę.
- Dziękuję - mruknął chłodno, tak jakby to co się stało przed chwilą, miało być grzecznościową wymianą "uścisków".
- Dziękuję - odpowiedziała równie lodowatym tonem, odwróciła się i zeskoczyła z podestu. 
- Panie Malfoy... - Ross spojrzał na blondyna. - normalnie potępiałbym tak niehonorowe zagranie, ale gratuluję pomysłowości. Gdyby panna Granger nie uratowała się, musiałbym dać panu szlaban. Dwa razy stworzył pan zagrożenie życia. Proszę więcej nie ryzykować, to nie zabawa - Malfoy uśmiechnął się kpiąco i spuścił wzrok. - Panno Granger, gratuluję wygranej w pięknym stylu. To był naprawdę dobry pojedynek. Dziękuję.
Hermiona poczuła przypływ dumy. Nie wiedziała jak to się stało, że wygrała z Malfoyem, ale było to dla niej w jakimś stopniu ważne. 
Zanim wyszła z sali, Ross położył jej dłoń na ramieniu.
- Byłaś fantastyczna - szepnął i odszedł w swoją stronę.
Hermiona zmarszczyła lekko brwi i zamyślona ruszyła do wyjścia, mijając po drodze Lavender, obserwującą Rossa jak matka swoje roczne dziecko. Czy wyczytała z ruchu warg co powiedział chwilę wcześniej?

3 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie! Czuję chemię między Hermioną, a profesorem Ross'em, ale czy coś między nimi będzie? Ja stawiam wszystko oczywiście na Draco. Czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! To pierwszy i jedyny komentarz na blogu. Dużo dla mnie znaczy :)

      Usuń
  2. Genialny pojedynek! Czytałam i czytałam i cały czas byłam pod wrażeniem. Hermiona to niezła spryciula ;) Ross jest intrygujący relacja między nim a Hermioną zapowiada się ciekawie, nawet bardzo ciekawie ;)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń