czwartek, 12 listopada 2015

01.

- Nie mogę w to uwierzyć. Jak ona może nas zostawić?! - Hermiona usłyszała oburzony głos Rona i omal nie wypuściła z rąk klatki z nową sową. Zatrzymała się w pół kroku, zaledwie pół metra od otwartego okna. Jej przyjaciele rozmawiali na zewnątrz, a jednak cisza, w pustej już o tej porze, kuchni, pozwalała usłyszeć dźwięki dochodzące z ogrodu.
- Uspokój się! - warknął Harry. - Chyba nie zdajesz sobie sprawy czego od niej wymagasz.
Ron głośno prychnął, jednak nic nie odpowiedział.
- Przemyśl to. Przynajmniej będzie bezpieczna, a poza tym trzeba mieć przyjaciół wszędzie. W Hogwarcie też nie będzie ciekawie. Nie wiadomo do czego teraz posunie się Snape. Albo Malfoy.
- No, rzeczywiście. A my będziemy każdego dnia narażać tyłki... - Hermionie serce znacznie zwolniło rytm. Podeszła do okna i spojrzała na Harry'ego, który stał prawie przodem do okna. Z całej "postaci" Rona mogła zobaczyć tylko tył rudej głowy.
- Dorośnij - Harry spojrzał na przyjaciela z lekkim niedowierzaniem. Sekundę później zauważył, że Hermiona wbija w niego smutne oczy. Mocno się speszył. Pokręcił lekko głową, dając znak, by wróciła do pokoju.
- Przecież chyba właśnie to świadczy o tym, że jestem dorosły. To, że chcę ci towarzyszyć, a nie siedzieć bezczyn...
- Ron, jeśli zazdrościsz jej, że wraca do szkoły, to droga wolna.
- O nie, w przeciwieństwie do niektórych, ja wiem co to prawdziwa przyjaźń.
W tym momencie Ron chciał chwycić za klamkę drzwi, ale Harry gwałtownie złapał go za ramię i pociągnął do tyłu, dając Hermionie czas na wrócenie na górę.
- Harry, co ty odwalasz...
Hermiona szybkim krokiem doszła do schodów i zanim zniknęła na piętrze, usłyszała głos Harry'ego, "jeszcze jedno, Ron...". Nie bała się konfrontacji z Ronem, ale próbując otrząsnąć się z szoku, uciekła dla Harry'ego.

Weszła do pokoju, który dzieliła z Ginny.
- Wszystko dobrze? - usłyszała gdy tylko zamknęła drzwi. Pokiwała głową. "Ta, poza tym, że twój brat to cholerny...", pomyślała. Nie miała zamiaru zwierzać się Ginny. Były dobrymi koleżankami, ale nie przyjaźniły się. Właściwie to Hermiona nie miała przyjaciółek. A dzisiejszego wieczoru chyba okazało się, że został jej już tylko Harry.

Na ostatnie trzy dni, które miała spędzić w Norze, postanowiła wrócić jeszcze do domu i dawno nie czuła takiej euforii, jak wtedy, gdy już znalazła się w ramionach rodziców. Jak ona mogłaby z własnej woli wymazać ich ze swojego życia? Jak Ron mógł być takim ignorantem...


Podróż do Hogwartu pierwszy raz przyprawiała ją o wielki ścisk w żołądku. Nie bała się samotności, której z pewnością doświadczy pod nieobecność Harry'ego i Rona. Wiedziała jednak, że z każdym rokiem coraz więcej ludzi źle jej życzy. Planowanie czegokolwiek przestało ją kręcić dawno temu, ale jeśli można powiedzieć, że miała jakieś założenia na ten rok, to z pewnością nie rzucać się w oczy, robić wszystko o co listownie poprosi Harry i być czujną na to co dzieje się w zamku. Wyszła na korytarz, żeby rozprostować nogi. W przedziale i tak siedziała sama. Wciąż była prefektem, ale nie widziała sensu w patrolowaniu czegokolwiek. Wszędzie panowała względna cisza. Otworzyła okno i odetchnęła świeżym powietrzem. Ciężko było jej wyobrazić sobie Hogwart bez Dumbledore'a. Czy ktoś w ogóle wiedział, że Snape go zamordował? Ciężko będzie spojrzeć mu w oczy i nie okazać przy tym pogardy. Zabicie dyrektora było zadaniem Dracona. Zastanawiała się czy ślizgon byłby w stanie to zrobić. Po tym co powiedział Harry o tym jak Draco płakał, jak się wahał, jak był przerażony, okazało się chyba, że Malfoy też jest słaby.  Albo niepewny strony, po której stoi. Cokolwiek by to nie było, sprawiło, że Hermiona nie reagowała już na jego obecność strachem. Teraz był kompletnie neutralny. Oczywiście oprócz tego, że był wrednym synusiem tatusia. Dlatego też nawet nie zareagowała, kiedy Draco pojawił się na końcu korytarza i zaczął iść w jej stronę.
- Oczom nie wierzę. Gdzie Potter i Weasley?
Hermiona wzruszyła ramionami, zgodnie z prawdą, bo nawet gdyby chciała odpowiedzieć, nie wiedziała gdzie dokładnie teraz byli. Wyruszyli poprzedniej nocy. Mogli być wszędzie. Malfoy spojrzał na nią zaskoczony. Otworzył kolejne okno i wyjął papierosa ze srebrnej papierośnicy. "Po co sobie w zasadzie strzępić język, że palenie w pociągu jest zabronione. Przynajmniej Malfoy szybciej zdechnie", pomyślała, dalej wpatrując się w las za oknem.
- Dalej, Granger... odejmij mi punkty - zakpił głośno, z tym swoim krzywym uśmieszkiem. Pierwszy raz zaszczyciła go spojrzeniem. I pierwszy raz w życiu było to spojrzenie pełne opanowania i obojętności.
- Taa... puchar domów, najcenniejsza rzecz na świecie - mruknęła ironicznie. Odwróciła się w drugą stronę, żeby wrócić do swojego przedziału. Draco uniósł w zdziwieniu brew i włożył cienkiego papierosa między wargi. Przytknął do niego koniec różdżki i zaciągnął się głęboko.


 W Hogwarcie panowała dziwna atmosfera. Dyrektorem została profesor McGonagall. Nikt inny nie mógłby zająć Jego miejsca. Widać było, że czuje się dziwnie skrępowana stojąc przy mównicy.
- Drodzy uczniowie... Chciałabym powitać was ciepło w Hogwarcie - głos lekko jej drżał gdy zaczynała, co było niepodobne do tak silnej kobiety. Tym razem przemowa powitalna była pełna wahań. Wzięła głęboki wdech  - Ten rok może okazać się dla większości z nas najtrudniejszym. Nie wiem, czy nowi uczniowie mają pojęcie... Pod koniec zeszłego semestru pożegnaliśmy największego, najpotężniejszego dyrektora jakiego miała ta szkoła. Nie chciałabym... nie sądzę, że mogę dziś przekazać wam coś cenniejszego niż idee, jakie niósł za sobą, i którymi w rzeczywistości był Albus Dumbledore. W najczarniejszych momentach możecie wyjść z tarczą, jeśli tylko pozostaniecie wierni sobie, lojalni przyjaciołom - Draco Malfoy złożył ręce na piersiach i uniósł brew. - Wszystko w co wierzycie jest warte waszego, podkreślam, waszego poświęcenia. Otwórzcie serca, oczy i umysły. Profesor Dumbledore... - spod okularów McGonagall błysnęła łza. Hermiona zamarła. Dopiero teraz zorientowała się, że na sali nigdy nie panowała większa cisza. - To nie jest smutek. To wzruszenie - można powiedzieć, że lekko się uśmiechnęła, ocierając łzę. - Drodzy uczniowie, uczcijmy, proszę, pamięć po waszym dyrektorze, moim przyjacielu.
Hermiona rozejrzała się po sali. Zobaczyła jak Flitwick i Sprout wstają. Również wstała. Gryfoni i puchoni od razu poszli za jej przykładem. Pół minuty później nie było osoby, która siedziała, nawet wśród ślizgonów.
- Dziękuję - McGonagall odezwała się po dłuższej chwili. Dopiero wtedy Hermiona zobaczyła, że Snape stał. Snape. Snape zabójca.

Przez całą drogę do wieży Gryffindoru myślała o nowym nauczycielu czarnej magii.  I naprawdę musiała mocno myśleć, bo jakby zmaterializował się tuż przed nią. Zmierzył ją zimnym spojrzeniem, w całej tej swojej dziwnej powadze.
- Chcesz mi coś powiedzieć, Granger? - zapytał, jakby spodziewał się, że dziewczyna ma zamiar wylać na niego wiadro pomyj, uciec z przerażającym krzykiem albo może, w gryfońskiej postawie, rzucić się na niego i pomścić dyrektora. Naprawdę myślał, że jest taka głupia, by odezwać się do niego bez potrzeby?
- Tak - odpowiedziała, ruszając w swoją stronę. - Dobranoc, panie profesorze.

- Hermiona! Siadaj!-  Neville podszedł do niej i poklepał kumpelsko po plecach. Roześmiała się ciepło na widok jego nowej roślinki, na widok kokardy we włosach Lavender oraz Seamusa bawiącego się mugolską zapalniczką. Może ten rok nie będzie taki okropny? Mimo wszystko była zmęczona i chciała pobyć sama, więc pożegnała dobrych znajomych i ruszyła do żeńskiego dormitorium. Z wielką ulgą przyjęła fakt, że sypialnia była pusta. Szeroki uśmiech, z którym przekroczyła próg pokoju, zniknął wraz z zatrzaśnięciem drzwi. Zaczęła szarpać splot krawata, wybuchając płaczem. Zostawiła przyjaciół. Dumbledore'a już nie ma. Byłby nieopisaną pomocą dla Harry'ego i Rona. Snape dumnie panoszy się po zamku. Jak to możliwe... A oni są sami. Gwałtownym ruchem zrzuciła stos książek z komody. Zaklęła głośno. Poczucie winy zżerało ją przez cały dzień, ale dopiero gdy została sama, dopuściła je do głosu. Ledwo odruch wymiotny, na widok swojego odbicia w lustrze Lavender. Żołądek ściskał ją niesamowicie. Rozebrała się do bielizny i wskoczyła do łóżka. Dopiero potem zwróciła uwagę na sowę, która wlepiała w Hermionę swoje mądre oczy. Wiedziała, że powinna odnieść ją do sowiarnii.
- Jutro, błagam...

1 komentarz:

  1. Fajnie, że nie zrobiłaś z Hermiony i Ginny wielkich przyjaciółek (brawa za kanon). Ron... cóż ten człowiek tak mnie irytuje, że czasem mam ochotę mu przywalić. Tutaj też się nie popisał. Niby taki z niego przyjaciel, tak jasne... czas pokaże jak będzie.
    Spotkanie z Draco dość specyficzne. Pewnie blondas nieźle się zdziwił brakiem emocji Hermiony.
    Biedna McGonagall widać, że jeszcze przeżywa śmierć Dumbledore'a. W sumie nie dziwie jej się.
    Lecę dalej!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń