poniedziałek, 23 listopada 2015

03.

Hermiona uśmiechnęła się na wspomnienie poprzedniego wieczoru. Profesor Nathaniel Ross. Mogłaby założyć się o wszystko co miała, że uczennice Hogwartu masowo polubią eliksiry. Nie wiedziała jaki dokładnie nauczyciel miał plan na kontakt z  uczniami, bo nie obrażał się, gdy nie mówiła do niego "profesorze", był bardzo odważny i swobodny w słowach. Dawno nie słyszała tylu komplementów. A co równie ważne, sprawił, że Malfoy się po prostu odwalił. Mogła nawet przyznać, że czekała na pierwszą lekcję eliksirów.

Luna Lovegood była bardzo miłą dziewczyną. Niestety oderwaną od rzeczywistości. Hermiona nie mogła odmówić jej odwagi, serdeczności i ciepła, ale od zawsze mierziło ją bycie tak dziwnym i mówienie niestworzonych pierdół. A do tego nazywanie ignorantami każdego, kto nie chciał się z nią bawić. Mimo to była sympatyczna, a to dla Hermiony chyba najważniejsza sprawa, jeśli chodzi o wybór ludzi z którymi można "usiąść w ławce". Dlatego też na eliksirach usiadła z nią. Pierwsze zajęcia mieli z Krukonami.
- Wiem, że Harry i Ron próbują pokonać Sama-Wiesz-Kogo - szepnęła Luna, wytrzeszczając intensywnie błękitne oczy. - Jakbym mogła pomóc to powiedz. W Ministerstwie było super. Oczywiście poza tym, że Syriusz...
Luna zdołała w pięć sekund przypomnieć Hermionie, dlaczego lubiła tę walniętą dziewczynę. Była dobra.
Do klasy wszedł Nathaniel. Wyglądał bardzo elegancko i po prostu niesamowicie przystojnie. Miał na sobie idealnie skrojone, czarne spodnie i śnieżno-białą koszulę, której rękawy nonszalancko podwinął. Trzydniowy zarost. Automatycznie zerknęła na ławkę obok. Lavender i Parvati. Obie spojrzały na siebie porozumiewawczo, Lavender mimowolnie przygryzła wargi, a Parvati spłonęła rumieńcem. Hermiona nie musiała oglądać się do tyłu, żeby wiedzieć jaką reakcję wzbudził wśród innych uczennic. Jedna Krukonka gdzieś z tyłu klasy, jęknęła "Merlinie...".
 - Witam was na moich zajęciach - jego głos, sam sposób mówienia, poruszania się sprawiał, że wszystkim dziewczynom (poza Luną i Hermioną) miękły kolana. Hermiona uśmiechnęła się z lekkim politowaniem. Luna jakby w ogóle nie zauważyła, że mężczyzna pojawił się w klasie. To była jej kolejna zaleta.
- Nie zostanę w Hogwarcie dłużej niż rok, podobnie jak wy. Jestem tu na prośbę naszej nowej pani dyrektor. Ponieważ, nieskromnie mówiąc, byłem jej ulubieńcem... - uśmiechnął się szczerze, na co można było usłyszeć kilka cichych jęków zachwytu. - dlatego oddała was pod moją opiekę na najtrudniejszym roku. Nie chcę was straszyć, ale łatwo nie będzie.
Przeszedł się po klasie. Na razie nie zwrócił na Hermionę uwagi, a przynajmniej nie większej niż na każdego innego ucznia. Do czasu, gdy Lavender z wrażenia zrzuciła pióro na podłogę. Nim zdążyła je podnieść, Ross już szedł w jej stronę, a ta stanęła jak spetryfikowana. Profesor schylił się i odłożył pióro na jej ławkę. Hermiona dziwnie się poczuła, kiedy stał tak blisko. Odwrócił się w jej stronę. Patrzył na nią chwilę, dziewczyna czuła napięcie wszystkich mięśni, kiedy zdawała sobie sprawę, że każdy widzi jak nauczyciel patrzy centralnie w jej oczy przez jedną sekundę, dwie, trzy...
- Panno Granger... - ukłonił lekko głowę i uśmiechnął się tak jak poprzedniego dnia. Hermiona uśmiechnęła się lekko i prawie niezauważalnie oddała ukłon, co wyszło trochę sztywno. Lepiej by było, gdyby się tak nie zachował, bo gdy tylko odszedł, czuła na sobie palące spojrzenia wszystkich, a najbardziej Lavender. Hermiona ignorowała to skutecznie, opierając się pokusie, żeby nie spojrzeć w tamtą stronę.
- Na co dzień pracuję dla Ministerstwa Magii, głównie praca w terenie. Przy okazji... zachęcam do udziału w klubie pojedynków, które postanowiliśmy reaktywować.
- Pan Profesor je prowadzi? - zapytała nieśmiało Parvati. Ross uniósł brew i po chwili uśmiechnął się delikatnie.
- Tak.
Parvati wydała z siebie coś jakby ciche "mhm". A Lavender nachyliła się w jej stronę i coś szepnęła.
- Proponuję nie tracić więcej czasu. Otwórzcie podręczniki na stronie dwunastej.
Hermiona przerzuciła strony podręcznika. Jej oczom ukazał się tytuł "Eliksir Wiggenowy". Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi i mimowolnie wydała z siebie bezdźwięczne "uu...". Eliksir Wiggenowy to pierwsza i jedyna rzecz, która jej nie wyszła w całej edukacyjnej karierze. Próbowała go zrobić w wakacje. Zadanie bardzo trudne jak na pierwsze zajęcia. Chciała wierzyć, że jej niepowodzenie wynikało z kiepskiej jakości składników, ale czy warto się tak czarować? Pierwszy raz od trzech miesięcy poczuła dobrze jej znany, zastrzyk ambicji. Nim profesor zdążył wydać polecenie, podwinęła rękawy szaty i w pełni skupienia wbiła spojrzenie w spis składników.

- Nie oczekuję, że wam się uda. Jedynie ćwiczymy - Ross uspokoił wszystkich, przechadzając się po klasie.
Dean był bardzo pewny siebie. Jego eliksir miał konsystencję smarków Trolla, a nawet ich kolor, ale sam twórca wydawał się zupełnie tym nie przejmować. Od stanowiska Seamusa było czuć spalenizną. Wywar Luny również był daleki od ideału, w momencie gdy miał przybrać żółty kolor, stał się intensywnie niebieski. Piękny, ale chyba nie o to chodziło. Lavender szło beznadziejnie. Skupiała się głównie na obserwowaniu profesora. Przez to była w tyle. Parvati była całkiem dobra, ale cała jej uwaga gwałtownie ulatywała, kiedy Ross przechodził koło jej ławki i zerkał na eliksiry jej i Lavender.
Hermiona właśnie skończyła, kiedy usłyszała głośne, ale spokojne:
- Aquamenti.
Zobaczyła jak profesor chowa różdżkę do kieszeni, a małe ognisko w kociołku Gryfona gaśnie. Spojrzał na Seamusa swoimi dużymi, zielonymi oczami. Uśmiechnął się przepraszająco.
- I tak nic by z tego nie wyszło...
Seamus spojrzał na niego z lekkim wyrzutem. Ross przeszedł obok kociołka Deana obojętnie. Uniósł brew i skierował się w stronę Lavender.
- Mmm... no nie. Nie. Ale chęci są ważne... - dodał szybko widząc jej bardzo zawiedzioną minę. - Słuchajcie, mam inny system pracy niż moi poprzednicy - zwrócił się do reszty uczniów. - Wolę, żebyście umieli perfekcyjnie te najbardziej przydatne eliksiry, niż wszystkie przeciętnie. Dlatego zrobimy to po mojemu. Przez pierwsze dwa miesiące w poniedziałki robicie Eliksir Wiggenowy, w środy Veritaserum, w czwartki Wywar Żywej Śmierci, w piątki teoria. Jeżeli ktoś wykona eliksir na stopień wybitny, wtedy dopuszczam do robienia eliksirów dodatkowych. Mówiąc prościej, nauczycie się tyle ile sami będziecie chcieli.
Hermionie bardzo spodobał się ten system. Reszta uczniów również wydała się usatysfakcjonowana, w klasie pojawił się miły gwar, wszyscy kończyli eliksiry i komentowali nowego profesora.
- Dobrze, Pavati. Całkiem dobrze.
Profesor uśmiechnął się i ruszył dalej. Luna była tak pochłonięta swoim "tworem", że nawet nie zauważyła Rossa, który podszedł do jej ławki. Nikt, tak naprawdę nie zauważył, że mężczyzna stanął za Hermioną niby w bezpiecznej odległości, ale ile takowa powinna w teorii wynosić, by bezpiecznie nie poczuć cudzych perfum?
- Co tu mamy? - zapytał cicho. Hermiona, nie wytrącona z równowagi, przyjrzała się swojemu eliksirowi, zamieszała jeszcze w nim kontrolnie, żeby sprawdzić konsystencję.
- Eliksir wiggenowy - odpowiedziała ze spokojem. Bo kiedy spojrzeć na opis z podręcznika, to co znajdywało się w jej kociołku mogłoby posłużyć za ilustrację. Skupienie to wszystko czego potrzeba.
- Tak wygląda. Wyleczyłby choćby coś tak małego? - pokazał jej swój palec wskazujący, na którym znajdowała się czerwona kreska, zrobiona zapewne skrajem pergaminu. Hermiona spojrzała na niego.
- Tak. Jest dobry.
Nathaniel wbił w nią spojrzenie. Uśmiechnął się bardzo delikatnie.
- Doskonale. Pierwszy wybitny - ściszył głos i podszedł do Luny.

Hermiona otworzyła drzwi do dormitorium i z ulgą zrzuciła z ramienia torbę. Nie zauważyła Lavender pędzącej w jej stronę, z drugiego końca pokoju.
- Co to było?!
Parvati siedziała na łóżku, ale też patrzyła na Hermionę.
- Eliksiry z nowym profesorem. Spokojnie, Lav. Widzę, że aż stąd... - otarła kciukiem odcinek od kącika ust do końca szczęki - ...do podłogi cieknie ci na jego widok.
- Żeby tylko stąd - skomentowała z uśmiechem Parvati. Hermiona spojrzała na współlokatorkę z aprobatą, mimo niskiego poziomu żartu, było w nim dużo prawdy. Lavender rzuciła przyjaciółce pogardliwe spojrzenie.
- W każdym razie nie zamierzam... - zaczęła Hermiona, idąc w stronę swojego łóżka.
- Nie obchodzi mnie to! Wszyscy widzieli! Wybaczyłam ci już sytuację z Ronem, ale nie dopuszczę do tego po raz drugi - Lavender zrobiła się zabawnie czerwona. Stanęła przed Hermioną z podniesioną głową i zacisnęła pięści. Dziewczyna miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Nie bądź... dziecinna - uznała, że to słowo będzie lepsze niż "głupia". - Dla niego jesteśmy bandą smarkaczy. Ross nigdy nie zwróci na ciebie uwagi - zaśmiała się mimowolnie z kpiną w głosie, ale widząc mordercze spojrzenie Brown, szybko dodała: - na mnie też, oczywiście. Zwykłe dzieciaki. Ale jeśli chcesz przejść szybki kurs dojrzewania, to pierwszym krokiem może być  zrezygnowanie z podrywania nauczycieli. - Hermiona skierowała się jednak do wyjścia.
- A ty? Flirtowałaś z nim - stwierdziła oschle.
Hermiona zaśmiała się i otworzyła drzwi.
- Otwórz oczy, Lav - Granger za to otworzyła drzwi i już poza progiem dormitorium spojrzała na koleżankę. Mrugnęła do niej ironicznie. - A Rona możesz sobie wziąć.

Ron. I Harry. Hermiona szła szybko pustym korytarzem. Znowu czuła ucisk w sercu. Stan depresyjny wracał. Urządzała sobie jakieś durne pogaduszki z dziewczynami. Rzeczywiście spojrzała na Rossa pod innym kątem, ale to nie mogło się powtórzyć. Nie miała zamiaru wchodzić z nim w żadne takie kontakty. Z nikim. Obwiniała się za dzisiejszy śmiech, za wspomnienie o przyjacielu w tak idiotycznym kontekście. Wracała na wieżę astronomiczną, wyczekiwać sowy.
Usiadła pod ścianą przy drzwiach, bo był tam dobry widok na niebo. Wiadomo, że siedzenie tutaj co wieczór to nic pożytecznego. Nie chciała już chodzić do biblioteki, to było depresyjne. Nie wiedziała czego szukać. Po prostu czekała.

Draco Malfoy przeszedł tuż obok niej, i nie zauważywszy nikogo, podszedł do muru sięgającego mu trochę powyżej bioder. Był bardzo wysoki. Po każdych wakacjach wracał wyższy, to oczywiste, ale teraz przerósł nawet Rona. Mimo takich zmian, zawsze miał idealnie dopasowane ubrania, jakby wymieniał całą garderobę z każdym dodatkowym centymetrem. Stał tak sobie do niej tyłem i wyglądał jakby też czegoś wypatrywał. Przeczesał długimi palcami jasne włosy, które były na tyle przydługie, że ich końcówki ginęły pod kołnierzem czarnego płaszcza. Zawsze na czarno. Nagle podleciała do niego mała, biała sówka. Draco szybko oderwał list od jej nóżki i w wielkim pośpiechu go rozwijał, a palce mu drżały. "Uau", zdziwiła się Hermiona. To musiało być coś ważnego. Z zupełnie niewiadomych przyczyn nie umiała się przejąć tym, bardzo prawie, kolegą. Nawet kiedy po przeczytaniu listu westchnął głośno, a chwilę później:
- Kurwa... - rzucił soczyście w przestrzeń.
- Mmm... - skomentowała cicho dziewczyna. 
Draco obejrzał się gwałtownie za siebie. Gdy ją dostrzegł, na moment na jego twarzy zagościło przerażenie, ale ułamek sekundy później ustąpiło temu parszywemu uśmiechowi.
- Od kiedy żałosna część tych śmiesznych gryfonów zmalała o Pottera i Weasley'a, chyba bardzo się nudzisz.
- Żałosna, Malfoy, to jest twoja próba trzymania swojego śmiesznego fasonu - westchnęła beztrosko i potarła dłońmi o piszczele.
- Naprawdę nie wiem dlaczego, rzekomo z własnej woli, odmówiłaś bycia prefektem naczelnym. To jedyna referencja, którą mogłaby dostać szlama - wbił w nią chłodne spojrzenie, ponieważ jej komentarz zbił go z tropu. Musiał zmienić taktykę. Słowo "szlama" zawsze działało. A jednak nie tym razem. Jej oczy zawsze płonęły nienawiścią, gdy je wypowiadał. Co się z nią stało?
- To, że nie mam dobrze ustawionego ojca, nie znaczy, że nie znajdę pracy. Nie wiem w jakiej rzeczywistości ty żyjesz - powiedziała spokojnie. Na co Draco uniósł brew. Nierozważnie pociągnęła temat, kiedy zobaczyła jak blondyn otwiera usta, żeby powiedzieć coś głupiego. - Tobie szczególnie polecałabym zatroszczyć się o inne rzeczy do wpisania w życiorys, niż tylko pozycja prefekta naczelnego. Może ci zabraknąć znajomości w Ministerstwie, kiedy do Azkabanu trafią... właściwe osoby.
Draco był w szoku. Zacisnął pięści. Hermiona wstała.
- Granger...
- Tak, Malfoy? Chcesz mnie prosić, żebym nie zgłosiła tego co ukrywasz pod rękawem odpowiednim ludziom? To nie jest bezkarne - pokręciła głową, wbijając w niego skupione spojrzenie. Sądząc po jego minię, przekroczyła granicę jego spokoju.
- Przyjdziesz dzisiaj na spotkanie klubu pojedynków? - zapytał, jak gdyby nigdy nic, podchodząc do niej.
- Nie - odparła zgodnie z wcześniejszym zamiarem.
- To masz szczęście - mruknął oschle.
- Muszę cię przeprosić... - zignorowała jego głupi komentarz i wróciła do środka.


1 komentarz:

  1. Pierwsza lekcja z nowym nauczycielem bardzo fajna. Wzdychające rozmarzone dziewczyny i Luna. Niezwykły obrazek :D Luna ma w sobie coś takiego, że nie da się jej nie lubić. Szczerze mówiąc liczyłam na to, że Hermiona dostanie wybitny ;)
    Lav to taka pusta lalka. Najpierw podobał jej się Ron (swoją drogą nie wiem co w nim widziała) a teraz Nataniel.
    Lubię rozmowy Draco i Hermiony. Czyżby Draco chciał pojedynkować się z Hermioną?
    Lecę dalej!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń