poniedziałek, 16 listopada 2015

02.

Obudziła się z potwornym bólem głowy i skroniami kłującymi od nadmiaru emocji. Pierwsze co zobaczyła po otworzeniu oczu, to biegająca w kółko Lavender. Biegająca i głośna Lavender. Obie z Parvati Patil stroiły się dla siódmoklasistów (bo przecież nie dla siebie). Dzięki mieszkaniu z nimi dwiema, doceniała fakt, że sama nie ma takich potrzeb. Nie musiała wstawać o świcie i poprawiać makijażu co kilka godzin. Kolejną sprawą ułatwiającą rano nie wpadanie w pośpiech, były czarne szaty. Hermiona włożyła ciemne spodnie, koszulę i taką właśnie szatę. Nic dodać, nic ująć. Oszczędzało to naprawdę wiele czasu, choć dziewczyny i tak traciły go na przerabianie tych standardowych stroi. Rozpinały więcej guzików, coś podciągały, coś opuszczały. Tak to wyglądało na siódmym roku.

- Hej, Ginny! - zawołała za koleżanką, która właśnie szła na śniadanie. Hermiona przyśpieszyła, by zrównać z nią krok.
- Cześć - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Trzymała kawałek pergaminu z grafikiem treningów Quidditcha. Na pół minuty zapanowała niezręczna cisza. Tuż przed wejściem do Wielkiej Sali, Hermiona nerwowo ścisnęła swój czerwono-złoty krawat.
- Powiedz mi...
- Nic więcej nie wiem, wyjechali przedwczoraj. Żadnych nowych wiadomości. W przyszłym tygodniu przyjdzie ktoś z ministerstwa, żeby ocenić stan zdrowia naszego... - nakreśliła w powietrzu niewidzialny cudzysłów. - ...Rona.
Ginny sprawiała wrażenie, że rozmowa ją męczy. Często wzdychała, spoglądała na pergamin, ani razu nie na Hermionę.
- Masz do mnie żal? Ty też? - starsza Gryfonka wyprzedziła ją o krok i stanęła przed nią. - Możesz być szczera.
- Hermiono... - Ginny wreszcie na nią spojrzała i jakby prawie się uśmiechnęła. - Nie. Martwię się, to wszystko. Zastępuję Harry'ego jako kapitan drużyny. Chciałabym ruszyć z treningami jak najszybciej. Nie przegramy z bandą oślizgłych śmieci ze śmierciożercą na czele - spojrzała na nią zaskoczona. - Ktoś ma do ciebie żal?
- Ron, oczywiście.
- Aa... - Ginny roześmiała się głośno. Weszły do Wielkiej Sali. - Ron zawsze miał problemy ze sobą. Ma żal dosłownie do każdego.
Hermiona zajęła miejsce przy stole Gryfonów.
- Wydawało mi się, że nie jestem dla niego "każdym" - powiedziała chłodnym tonem.
Ginny posmutniała i usiadła obok. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
-Nieważne. To chyba zmienia sytuację między nami - zakończyła temat i sięgnęła po sok. Ginny wróciła do ustalania grafiku.

Wieczorem zwołano zebranie prefektów. Dziewczyna przystanęła w drzwiach otwartej klasy, aby zerknąć kto poprowadzi spotkanie. Stary Flitwick stał na podwyższeniu. W klasie już widziała Ernie'ego McMillana, Hannę Abbott i Padmę Patil. Przy stole siedział również Dean Thomas, w zastępstwie za Rona.
- Cześć - uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Hermiona odwzajemniła uśmiech, ale zanim odpowiedziała, ktoś brutalnie potrącił ją ramieniem i wyminął.
- Ej... - wyrwało jej się z ust, jednak Malfoy nawet się nie obrócił. Dołączył do siedzących prefektów, choć usiadł jak najdalej od reszty. Hermiona zajęła miejsce obok Deana. Spóźnieni dotarli Pansy Parkinson i Anthony Goldstein.
- Widzę, że mamy już wszystkich... - Flitwick wyciągnął głowę jak najmocniej mógł, by wyglądać chociaż na niskiego, ale jednak, mężczyznę. - Moi drodzy, na początek ogłoszę nazwiska prefektów naczelnych. Mam nadzieję, że szczerze pogratulujecie wygranym. To bardzo zaszczytna i odpowiedzialna funkcja. A więc... Dracon Malfoy, proszę państwa - wszyscy niechętnie uderzyli kilkakrotnie dłonią o dłoń. Oczywiście oprócz Pansy Parkinson, która klaskała z całych sił. - Dziękujemy, panno Parkinson. A reszta chyba nie jadła kolacji - zacmokał profesor. Malfoy jednak się tym nie przejął. Patrzył zimnym wzrokiem na profesora, ale w uśmiechu można było dostrzec cień dumy. Przeniósł spojrzenie na Hermionę, czekając jak za moment zaleje ją fala braw. Nie miał zamiaru się do tego przyczynić. - A naszą drugą prefekt naczelną zostaje Hanna Abbott.
Hermiona nie wyglądała na zaskoczoną, w przeciwieństwie do Malfoya, który aż podniósł brew. Zaraz potem uśmiechnął się triumfalnie. Wszyscy bili brawo Hannie. Flitwick po raz kolejny przypomniał o obowiązkach każdego z nich, a potem omówił nowe przywileje prefektów naczelnych. Zebranie nie trwało dłużej niż dwadzieścia minut. Od razu po wyjściu z sali Draco ją dogonił.
- Granger.
Hermiona odwróciła się, próbując się skupić. Myślami już była poza Hogwartem, a on znowu czegoś chciał.
- Słucham.
- Widzę, że już w podłym nastroju,hm?  Powiedz mi, jak to jest przez całe życie marzyć o najprostszym tytule prefekta naczelnego i nie osiągnąć nawet tego?
Hermiona spojrzała na niego jak na zgniłe jabłko.
- Nie wiem o czym mówisz, ale będzie lepiej jak się zamkniesz.
Draco zaśmiał się kpiąco i już chciał coś powiedzieć, ale podbiegła do nich Hanna Abbott.
- Hermiono, hej... - uśmiechnęła się do niej najserdeczniej na świecie. - Strasznie ci dziękuję, że oddałaś mi tytuł. Moi rodzice są tacy szczęśliwi.
- Nie ma sprawy, Hanno - Hermiona uśmiechnęła się lekko, ale szczerze. Draco nawet tego nie skomentował. Był w szoku.
- Nie rozumiem dlaczego go nie chciałaś, wszyscy stawiali na ciebie - Hanna spojrzała na Hermionę z przejęciem. Cały czas czuła się trochę niepewnie przez to, że zajęła czyjeś miejsce.
- Za duża odpowiedzialność - skłamała krótko. Hanna kiwnęła głową, tak jakby to jej wystarczyło.
- Rozumiem, też się trochę boję... idziemy? - zaproponowała, ponieważ cała trójka stała bezsensownie na środku korytarza. Hermiona skinęła głową i oddaliły się od Dracona, którego nie zaszczyciła spojrzeniem.

Hermiona wróciła do dormitorium i zdjęła z siebie szatę, krawat i koszulę. Zamiast tego włożyła miękki, granatowy sweter i nie mając co robić, poszła do wieży astronomicznej. Bezsensownie wypatrywała sowy. Przypuszczała, że to będzie jej główne zajęcie w tym roku. Wiedziała, że Harry nie napisze w najbliższych tygodniach, mimo to czekała. Chciała pomóc. Zająć się czymś, co odwróci jej myśli od tego okropnego poczucia winy.
- Cześć.
Usłyszała za plecami głęboki, męski głos. Odwróciła się i zobaczyła dorosłego, starszego o co najmniej kilka lat, mężczyznę. Ciemnowłosy nieznajomy stanął obok niej. Hermiona skinęła głową na powitanie, wracając do swoich myśli. Prawdę mówiąc, widziała go po raz pierwszy.
- Strasznie tu wieje. Nie jest ci zimno? - zapytał troskliwie i tak jak ona, wpatrywał się w ciemną dal. Hermiona zaśmiała się cicho, z lekką kpiną w głosie.
- Będziemy rozmawiać o pogodzie?
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. Wtedy zauważyła jak bardzo jest przystojny.
- Podobno tak najłatwiej zacząć, Panno...
- Hermiona Granger - podała mu dłoń, a on ją uścisnął delikatnie, ale pewnie.
- Nathaniel Ross. Słyszałem o tobie dużo dobrego...
Hermiona cofnęła dłoń i schowała w kieszeni czarnych spodni. Mruknęła próbując udać zainteresowanie, ale wyszło trochę niemrawo. Dziwne, że obcy facet mówi coś takiego. Na pewno nie był nauczycielem. Był na to zbyt otwarty, zbyt bezpośredni, zbyt przystojny... Choć to dość naiwna metoda eliminacji. Nathaniel sprawiał wrażenie mężczyzny, przy którym można trochę pomilczeć, więc bez skrępowania, w milczeniu obserwowała księżyc, który był prawie w pełni. Miało to dla niej znaczenie, ponieważ zawsze źle sypiała, gdy księżyc był w najpełniejszej fazie.
- Nie jesteś ciekawa?
- Raczej mnie nie zaskoczysz. Co ktokolwiek mógł o mnie powiedzieć... nie sprawiam problemów, jestem grzeczna, pilna... - zastanawiała się, patrząc na niego zmęczonymi oczami.
- Jeszcze przemądrzała, mówili.
- No, to zabawne całkiem - uśmiechnęła się serdecznie i wróciła do patrzenia w niebo.
- Co tu robisz?
- Nic - odpowiedziała po chwili zastanowienia, zmarszczyła lekko czoło. - Tracę czas. Mam nadzieję, że przynajmniej nie twój.
Nathaniel spojrzał na nią badawczo.
- Nie. Błąkam się co wieczór po zamku, w poszukiwaniu pięknych dziewcząt. Zdecydowanie nie marnuję teraz czasu - uśmiechnął się. Hermiona spojrzała na niego, unosząc brew. Widząc, że mężczyzna żartował, odwzajemniła uśmiech.
- Może wróćmy do rozmowy o pogodzie... - poprosiła i oboje lekko się zaśmiali. Kim mógł być Nathaniel?
- Gryffindor,tak? - zapytał, uprzedzając jej próby wejścia na ten temat. Hermiona odwróciła się do niego przodem, pozwalając, by zobaczył odznakę prefekta, z herbem Gryffindoru. Nathan spojrzał na ten mały atrybut.
- Pani prefekt... Imponujące - uśmiechnął się nonszalancko i z powrotem przeniósł na nią wzrok zielonych oczu.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, ale nic nie odpowiedziała. Jedna sowa nadlatywała z daleka. Wbiła w nią spojrzenia i śledziła każdy trzepot skrzydeł, jednak nie była to ani Hedwiga ani Errol. Oczywiście nie spodziewała się Hedwigi, biały ptak był zbyt charakterystyczny. Jednak  myśli bywają irracjonalnie. Serce na moment zapłonęło nadzieją. Po chwili po nadziei nie zostało już nic. Nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.
- Skoro trafiłaś do Gryffindoru musisz być bardzo odważna i lojalna... - zaczął Nathaniel z uznaniem w głosie. - Jednak widzę, że jesteś też inteligentna, tajemnicza i całkiem zabawna. Intrygujesz mnie. To będzie przyjemność mieć cię na swoich zajęciach.
Hermiona natychmiast oderwała się od widoku nieba i spojrzała na mężczyznę. Co on powiedział? Nowy nauczyciel.
- Twoich zajęciach... - pokiwała ze zrozumieniem głową. Odwróciła wzrok z lekkim niesmakiem. - Eliksiry.
- Tak - Nathaniel westchnął głośno. - Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak propozycja.
- Nie ma sprawy i tak cię nie słuchałam, Panie profesorze - puściła mu oko, ale uśmiech zniknął z jej twarzy. Nathaniel lekko się zaśmiał.
- Ufam, że jesteś na tyle inteligentna i ponad bezsensownymi podtekstami, że nie zraziłem cię do siebie. A przynajmniej nie do eliksirów.
- Profesorze... wzbudzasz duże zaufanie. Nie mam zamiaru psuć sobie takiego obrazu.
- Bardzo mnie to cieszy.
- Wracam do siebie... - skinęła głową z szacunkiem i ruszyła w kierunku drzwi. Nathan odwrócił się i poszedł za nią.
- A ja cię odprowadzam.
Szli w milczeniu korytarzami zamku, w stronę wieży Gryffindoru. Hermionę zaskoczyło, kiedy Nathaniel co jakiś czas wchodził w drobne interakcje z obrazami. Najczęściej była to prosta wymiana "- Profesorze... - lekki ukłon Rossa, w stronę dumnie wyglądającego, starego czarodzieja.
- Profesorze - odpowiedź zachowawczym tonem".
Jeden "portret" wykrzyknął imię nowego nauczyciela eliksirów i z wielkim uśmiechem zawołał "dobrze, że wróciłeś, chłopcze!". Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się ciepło.
- Nie romansuję z uczennicami... - zaczął znienacka, kiedy zostali sami. Hermiona zdębiała pod wpływem absurdalności tego stwierdzenia.
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się ironicznie.
- To twój ostatni rok, prawda? - oboje zatrzymali się i spojrzeli na siebie badawczo. Po chwili Hermiona po raz pierwszy od dawna wybuchnęła szczerym śmiechem. Nathaniel także się roześmiał i spojrzał na nią z dziwną czułością.
- Każda inna uczennica pobiegłaby w tym momencie do McGonagall.
- Biorąc pod uwagę Pana aparycję, raczej prowokowałaby los - Hermiona wróciła do swojej poważnej postawy, jednak posłała Nathanielowi zagadkowy uśmiech.
- Mmm, panno Granger. Czy to dlatego wracamy najdłuższą drogą? - znowu się zaśmiała. Zaskoczyło ją to, że nauczyciel ma na tyle luzu i odwagi by pozwalać sobie na takie żarty. Usłyszeli kroki, co było dosyć zaskakujące, ponieważ dochodziła północ.
Draco Malfoy wyszedł zza rogu i zbliżał się do nich.
- Granger, masz ochotę na szlaban? - zapytał chłodno. Nathaniel uniósł brew i zmierzył blondyna wnikliwym spojrzeniem. 
- Panna Granger jest pod bardzo dobrą opieką - powiedział wyniośle, wbijając pewne spojrzenie w Malfoya. - Nazywam się Nathaniel Ross i będę uczył pana eliksirów. Byłbym wdzięczny, gdyby pan opuścił różdżkę.
Draco próbował ukryć zaskoczenie. Spełnił prośbę profesora.
- Proszę wybaczyć, panie profesorze - tym razem to Hermiona była zaskoczona pokorą w głosie Malfoya. Blondyn ukłonił się lekko. Na sekundę spojrzał też na dziewczynę w inny sposób niż zwykle.
- Cieszę się, że traktuje pan tak poważnie obowiązki... - profesor przyjrzał się odznace, przyczepionej do szaty Ślizgona - ...prefekta naczelnego. A teraz przepraszam, ale muszę odprowadzić pana przeuroczą koleżankę.
Nathaniel puścił oko do Dracona i przepuścił Hermionę przodem. Malfoy został sam na korytarzu, a w jego głowie buzowało jedno pytanie; "co to do kurwy nędzy było?".
 
- Tfu, Slytherin... - mruknął z obrzydzeniem Nathaniel, gdy oddalili się od Dracona.
- Pan także ma wstręt do Ślizgonów? - zapytała z zaciekawieniem.
- Ciężko powiedzieć, sam byłem jednym z nich - na ich usta znowu wkroczyły uśmiechy.


W oddali zobaczyli portret Grubej Damy.
- Tu cię zostawię - Nathaniel przystanął i uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję, panie profesorze. Było mi bardzo miło.
- Mogę ci coś powiedzieć? - jego oczy błyszczały ciepłym blaskiem, choć pierwszy raz tamtego wieczoru wyglądał niepewnie. Hermiona nie wiedziała czego się spodziewać. Kolejnego odważnego żartu?
- Jasne...
- Nie wiem czy to przez to co widzę w twoich oczach, przez to w jaki sposób ze mną rozmawiasz, czy może przez to, że jesteś na tyle dojrzała, żeby zrozumieć co chcę powiedzieć i nie odebrać tego w zły sposób, ale muszę to powiedzieć. Jesteś cudowna - skinął głową na pożegnanie. - Nie licz jednak na fory na moich zajęciach. Dobranoc, Hermiono.



1 komentarz:

  1. Ulala nowy nauczyciel taki dość hmmm bezpośredni ;) podoba mi się :D
    Malfoy w tym rozdziale zdumiony dwa razy. Podejrzewam, że to nie koniec ;)
    Lecę dalej!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń